Bezsenna noc.....

 

 

***

Stali wpatrzeni w siebie słuchając melodyjnego szumu wody, odbijającej się od pobliskich skał.
Ich świat zamykał się teraz tylko do tej chwili i tego co ich otaczało. Nie myśleli o zmartwieniach,
zadaniach do wykonania. Byli razem i to się liczyło. Ta chwila mogła dla nich trwać wiecznie.
Lecz każde z nich musiało rano podążyć własna ścieżką którą przygotował dla nich los i przeznaczenie.
Jednak wiedzieli że na tej ścieżce jest także moment kiedy będą podążali nią razem.

***

- Niestety ojcze ale nie potrafię tak dłużej żyć. Muszę poznać inne kobiety ale nie mieszkające
tu w Rivendell. Może będę mogła wyjechać do Lorien do Pani Gandarieli??
- Ależ kochanie nie powinnaś jechać tak daleko. Może jedź do Mrocznej Puszczy. Legolas
na pewno towarzyszyłby Ci w podróży, bo niedługo wraca do domu.
- Ależ tato byłam już w Mrocznej Puszczy kilka razy. No proszę pozwól mi jechać do Lorien.
- Tak kochanie, z chęcią bym Cię puścił ale nie ma kto Ci towarzyszyć w podróży. Może za miesiąc
kiedy Enril będzie jechał w tamte strony. Ale nie dziś, ani nie jutro.
- Ale ...........
Wybiegła z komnaty gdyż na jej rzęsach zaczęły się zbierać małe krople łez. Nie chciała aby ojciec
widział ją w takim stanie. Przecież nie była już dzieckiem.

***

Krajobraz o tej porze roku wyglądał w Rivendell jak nigdzie indziej. Złoto-żółtawe drzewa kołysały
się pod dotykiem delikatnego wiatru. Było ciepło i przyjemnie. Ptaki latały nisko nad drzewami,
a zwierzęta w lesie same wychodziły na ścieżkę. Istny raj na ziemi. Mało jaka kraina mogła
poszczycić się takim wyglądem. Jednak nikt nie miał tego co było tu: przyjaznych elfów
którzy z otwartymi ramionami witają każdego przybyłego gościa nie zważając na rasę.
Słońce ogrzewało skórę jeźdźca, i sprawiało że jego włosy wyglądały jakby rozpalono w nich
tysiące małych ogników. Ubrany był w czarne skórzane spodnie, białą koszulę, szeroki pas
który nie tyle co podtrzymywał spodnie lecz uzbrojenie. Włosy miał czarne, skórę koloru dojrzałej
brzoskwini, kości policzkowe mocno uwydatnione i kilkudniowy zarost. Przy prawym boku konia
przypięty był długi miecz, na pochwie którego widniały inskrypcje wyryte w języku elfów.
Jednak jeźdźiec nie był elfem.
Jechał tak spokojnie podziwiając uroki tego popołudnia. Planował dojechać do centrum Rivendall
w okolicy późnego popołudnia. Miał przynajmniej taka nadzieję jednak uroki krajobrazu tak go
zachwycały że nie był w stanie jechać normalnie bez przystawania co jakiś czas aby się przyglądnąć.
W pewnym momencie miedzy drzewami ujrzał postać młodej kobiety szybko biegnącej w dół
zbocza. Wstrzymał szybko konia aby się lepiej przyjrzeć lecz nie było juz tam nikogo.
-Może po prostu mi się wydawało. To mógł być spadający liść z drzewa albo jakieś zwierze. - mówił
sam do siebie aby odnaleźć wytłumaczenie tego co zobaczył przed chwilą.

***

Wybiegła na dziedziniec nie widząc już niczego przez łzy. Była tak bardzo smutna i zła że ojciec nie chce
jej puścić do Lorien, że mogłaby przebiec całą Mroczna Puszcze. /Co mi po Mrocznej Puszczy.
Znudziło mi się juz przebywanie w tamtych rejonach. Owszem las przepiękny ale nic poza tym/
Myśli same nabiegały jej do głowy. Nie patrzyła juz gdzie biegnie. Po chwili poczuła dotyk listowia
i miękkiej trawy pod stopami. Przystanęła przy dużym drzewie aby chwile odpocząć i zorientować
się gdzie jest. Domy zostały daleko za nią. Była w połowie wysokiego zbocza u podnóża którego
biegła wąska ścieżka. Właśnie wtedy zobaczyła go po raz pierwszy. Jechał na śniadym koniu,
rozglądając się co jakiś czas w jedną i drugą stronę. Zwierzęta widać nie bały się go gdyż podchodziły
swobodnie do drogi. Był człowiekiem toteż zastanawiała się co tu robi. Ojciec nic nie mówił o gościach,
a w szczególności o tak urodziwych mężczyznach. Tak musiała się przyznać sama przed sobą że spodobał
jej się od pierwszej chwili. Jednak teraz miała większe zmartwienie na głowie niż ludzie. Chciała się stąd
wyrwać i nie wiedziała jak.
Nagle ziemia pod jej stopami osunęła się i była zmuszona zbiec szybko w poprzek zbocza, aby nie
zjechać na sam dół do ścieżki. Kątem oka zauważyła że jeździec przystanął popatrzył w jej stronę
jednak po chwili odjechał. Odetchnęła z ulgą gdyż właśnie w tym momencie nie miała ochoty na pogawędki.
Pobiegła dalej przed siebie zastanawiając się czy wrócić wieczorem do domu.

***

Dojechał na miejsce później niż przypuszczał. Słońce już chyliło się ku zachodowi gdy wiechał na
mały dziedziniec. Na powitanie wyszedł mu stary znajomy.
- Aragornie jak miło Cię u nas widzieć. Mam nadzieję że podróż miałeś przyjemną.
- Tak dziękuję Elrondzie. Nigdy nie będę mógł przejechać drogą nie podziwiając tego krajobrazu.
Jestem szczęśliwy że wreszcie dotarłem na miejsce.
- Ależ proszę zostaw konia zaraz się ktoś nim zajmie a Ty chodź ze mną. Posilisz się po podróży
i opowiesz mi co się tam ciekawego wydarzyło w ciągu tych ostatnich miesięcy. A tak na marginesie
nie widziałeś gdzieś po drodze mojej córki.
- Niestety nie jedynie jakąś zjawę choć wątpię aby to była Twoja córka. Zresztą nigdy jej jeszcze
nie widziałem. Za każdym razem kiedy tu goszczę albo jest zbyt wcześniej, albo za późno albo po
prostu jest gdzie indziej.
- Mam nadzieję, że dzisiaj ją będziesz mógł poznać o ile wróci szybko do domu. Chodźmy na góry
a Ty już mi opowiadaj co tam u Ciebie.
Głosy powoli milkły aż całkowicie zniknęły.

***

Wbiegła zdyszana na dziedziniec. Było już bardzo późno, jednak w oknach jeszcze świeciły się
światła. Miała nadzieję że ojciec nie kazał jej szukać tak jak ostatnim razem. Jednak postanowiła
się u niego pokazać aby się nie martwił.
Weszła do jego komnaty lecz nikogo tam nie zastała. Udała się wiec do sali gdzie zawsze się wszyscy zbierali.
Może siedział przy ogniu i słuchał śpiewu innych elfów. Wkroczyła szybko nie myśląc zbytnio o manierach.
Zobaczyła ojca rozmawiającego z kimś. Siedział do niej tyłem poprawiając coś w palenisku. Ogień cicho
mruczał, a wesołe płomyki bawiły się ze sobą.
- Ojcze tu jesteś myślałam już że kierujesz akcją poszukiwań. - podeszła do krzesła i ucałowała go w
policzek.
Wtedy spostrzegła jego. To był ten sam mężczyzna którego widziała na drodze. Siedział z fajką
w dłoni wpatrując się teraz w nią.
- Och Arweno jesteś wreszcie. Rany jak Ty dziewczyno wyglądasz. Gdzieś Ty się podziewała.
Zresztą to wyjaśnisz mi później teraz zechciej iść się doprowadzić do porządku a potem przyjdź
tu do nas. Chciałbym przedstawić Ci naszego gościa.
- Dobrze ojcze i przepraszam że przerwałam. - Uśmiechnęła się delikatnie i szybko pobiegła do swojej
komnaty.
Co ja zrobiłam. Bardziej idiotyczne wypaść już nie mogłam. Spojrzała w lustro i sama się przestraszyła
tym co ujrzała. Zrzuciła z siebie ubranie i poszła wziąść szybką kąpiel aby nie kazać czekać ojcu
za długo.

***

Patrzył oniemiały na istotę która tak nagle zakłóciła ich rozmowę. Wpadła szybko do sali gdzie siedzieli.
Włosy miała rozpuszczone, każdy jednak wywijał się w inną stronę. W niektórych miejscach można
było dostrzec kawałki mchu i liści. Jednak to nie ujmowało niczego z urody jej kruczoczarnych włosów.
Twarz miała brudną od ziemi, podrapaną na policzkach gałęziami. Wyglądało to tak jakby wpadła w objęcia
jakiegoś kolczastego krzewu. Oczy miała niebieskie /to dziwne że udało mu się to zauważyć w tak krótkiej
chwili/, ubranie koloru zieleni dobrze podkreślało jej figurę. Na stopach nie miała żadnych butów czy też
sandałów.
Po jej rozmowie z Elrondem zorientował się, że to jego córka Arwena. Faktycznie miała coś niepokojącego
w sobie. Jednak nie przywiązywał zbytniej uwagi do tego co zaszło. Czekał ąż pojawi się znowu aby
ukazać mu siebie w bardziej przyzwoitym stroju.
- Przepraszam Aragornie. Arwena dziś miała bardzo kapryśny dzień. Mam nadzieję że jak wróci sama
Ci to wyjaśni. A teraz opowiedz mi o tych wschodnich granicach.....

***

Wyszła z kąpieli czując jak wracają jej siły i ochota do życia. Okręciła się szerokim ręcznikiem i podeszła
do lustra. Pliczki ją piekły i były bardzo zaczerwienione w miejscach zadrapania. Jednym słowem wyglądała
okropnie. Wyjęła z mokrych włosów pozostałości po liściach i rozczesała je dokładnie. Bez upięcia sięgały
jej prawie do pasa. Jednak teraz musiała upiąć je lekko u góry gdyż chciała wpiąć w nie stokrotki które
znalazła na łące. Odnalazła w szafie swoją suknie i tak szybko jak mogła przygotowała się do zejścia na dół
do ojca i tajemniczego nieznajomego. Cały czas myślała tylko o nim i jak najszybciej chciała poznać jego imię.
Po krótkiej chwili była już gotowa do wyjścia. Na nogi ubrała wygodne sandały i zeszła na dół.

***

Gdy weszła do sali odczuł jakby wszystko pojaśniało. Wraz z jej nadejściem przypłynął zapach lawendy i jaśminu.
Tym razem wyglądała prześlicznie. Włosy miała jeszcze wilgotne zaplecione tyko w mały warkoczyk na czubku głowy.
resztę swobodnie rozpuściła po plecach. Nie mógł także nie zauważyć stokrotek wplecionych w warkoczyk.
Na tle jej włosów wyglądały ta świeżo i dostojnie. Twarz miała już umytą więć teraz mógł dostrzec szczegóły.
Jej usta był idealne. Delikatnie wygięta linia górnej wargi podkreślała ich zmysłowość. Kolor dojrzałej wiśni
kusił aby podejść i je pocałować. Policzki miała delikatnie zaczerwienione a bardziej w miejscach zadrapań, jednak
to nie nie miało znaczenia. Oczy faktycznie miała niebieskie, a przykrywały je najdłuższe rzęsy jakie kiedykolwiek
widział. Ubrana była w suknię która sięgała do posadzki komnaty i jeszcze delikatnie ciągnęła się po ziemi.
Od kolan w dół była całkiem przeźroczysta. Kolor było bardzo trudno określić w świetle ogniska jednak
rozpatrzył by propozycję lazurowego koloru z domieszką świeżej zielonej trawy. Ramiona miała odkryte.
Suknie miała dekolt który odkrywał jej jedwabistą skórę. Był pewien że takie zjawisko nie jest trudno przeoczyć.
Patrzył oniemiały nie mogąc uwierzyć że to ona.
- Arweno podejdź do nas. - wyrwał go z nieprzytomności głos Elronda.
- Chciałbym abyś poznała mojego przyjaciela i najlepszego przyjaciela elfów. Przedstawiam Ci Aragorna.
Aragornie oto moja córka Arwena.
Ukłonił się elegancko nie bardzo wiedząc jak się zachować. Ona jednak tyko się do niego uśmiechnęła,
ukazując rząd białych jak perły zębów. To dopełniło cudowności jej wyglądu. Był pewien że jest idealna
w każdym calu.

***

Patrzyła na niego nie wiedząc co ma powiedzieć. Teraz gdy mu się przyjrzała wyglądał bardziej zmysłowo
niż gdy go widziała po południu. Teraz ubrany był w wygodne spodnie w kolorze jasnego drzewa bukowego,
zaś białą koszulę zastąpił zielonkawą z odcieniami oliwki z wyszytym monogramem złotą nicią.
Uśmiechnęła się tyko do niego kiedy zostali sobie przedstawieni. /Ach tak Aragorn wiele juz słyszała na jego temat
od ojca. jednak nigdy nie mogła go spotkać/.
Usiadła obok ojca jednocześnie naprzeciw Aragorna.
- Więc wreszcie macie okazję się poznać. Ciesze się że przybyłeś do nas bo może Ty Aragornie wytłumaczysz
Arwenie że nie jest bezpiecznie jechać samemu do Lorien.
- Tak przyznaje droga jest bardzo trudna szczególni o tej prze roku. Często tamtędy jechałem i nie polecam
taj drogi na samotne wyprawy.
- A jednak jeździsz o Panie sam do Lorien. To czemu ja bym nie miała tam pojechać sama??
- Arweno zachowuj się. Co w Ciebie dzisiaj wstąpiło. Arwena chce jechać do Pani Gandarieli gdyż " znudziło"
jej się przebywanie w Rivendell jak to był uprzejma określić.
- Cóż bardzo śmiałe podejście do sprawy. Przecież jednak bliżej jest do Mrocznej Puszczy a i widziałem
Legolasa wiec pewnie i mogłabyś o Pani jechać razem z nim.
- Nie . - powiedziała stanowczo Arwena a jej policzki zrobiły się bardziej czerwone. - Już tyle razy tam
byłam że mam już dość tego miejsca. Chcę się udać do Lorien. I z Twoją zgodą ojcze lub bez niej.
Usiadła spokojnie na krześle patrząc na ojca który widać było zaraz wybuchnie gniewem. Jednak zanim
zdążył, odezwał się Aragorn.
- Może znajdziemy jakieś rozwiązanie z tej sytuacji Elrondzie.
- O czym myślisz Aragornie, bo ja samej jej nie puszcze choćby miały za nią jechać patrole.
- Nie o tym myślałem . Tak się składa że jadę do Lorien i jeśli mi tylko pozwolisz odwiozę tam też
Arwene jak tylko dostanie Twoją zgodę na wyjazd.
Patrzyła na niego jak na rycerza w lśniącej zbroi który właśnie wyrwał ją ze szponów smoka. Była mu
wdzięczna że jedzie akurat w tamtą stronę choć nie była tego całkiem pewna.
- Dobrze Aragornie będzie mogła jechać z Tobą jednak myślę że może przeszkadzać Ci trochę
w podróży.
- Nie martwię się tym. Bardziej obawiałbym się reakcji mojego konia na tak piękną kobietę.
Elrond się tylko uśmiechnął a Arwena zmarszczyła odrobinę czoło.
- Tak więc musze tylko uprzedzić że ja jutro już z samego rana jadę dalej. Niestety ale goni mnie
czas i muszę dotrzeć tam jak najszybciej.
- Obiecuje Panie że nie będę sprawiała problemów w czasie jazdy. Tylko o której mam się stawić w stajniach.?
Popatrzył na jej twarz tak delikatna i naiwną w tym momencie jak twarz dziecka któremu obiecało się dać zabawkę.
- Myślę że musimy wyruszyć jeszcze przed nastaniem świtu. Dlatego tez bardzo przepraszam Cię Elrondzie
ale nie mogę dłużej z Tobą porozmawiać bo pora iść spać. Mam nadzieje że już niedługo
będziemy mogli spędzić więcej czasu na wspólnych rozmowach.
- Dziękuję Ci Aragornie, że zechcesz zaopiekować się Arweną w czasie podróży. I oczywiście będę
Cię wypatrywał każdego dnia.
Pożegnali się serdecznie jak starzy znajomi i Aragorn opuścił komnatę, posyłając na dobranoc Arwenie
najpiękniejszy uśmiech jaki dotąd widziała.
- Obiecaj że nie przysporzysz Aragornowi kłopotów i trudów w czasie tej podróży. Bardzo rzadko
z kimś podróżuje wiec możesz uznać to za zaszczyt że zechciał zabrać Cię ze sobą.
- Dobrze ojcze postaram się być bardzo ostrożna i dziękuję że się zgodziłeś. Wrócę z Lorien za
jakieś pół roku. Dobranoc i jeszcze raz dziękuję.
- Dobranoc Arweno i naprawdę uważaj na siebie.

***

Wkroczyła do swojej komnaty tak zadowolona, że nawet nie wiedziała co ma zapakować na drogę.
Pakowała wszystko co wpadło jej w ręce. Stroje do podróży, spodnie i koszule jednak zatrzymała
rękę na jednej ze swoich sukien. Zapakowała już ich kilka jednak ta była wyjątkowa. Zastanawiała
się chwilę poczym wpakowała ją do bagażu.
Położyła się spać pełna optymizmu i radości. Jednak nie mogła zasnąć. Co zamykała oczy
widziała jego twarz i ten uśmiech. Chciała myśleć o czym innym lecz nie potrafiła.
Nie wiedziała co się z nią dzieję, jednak wiedziała że musi zasnąć. Sięgnęła na szafkę po jakieś
zioła i za chwilę juz spała.

***

- No nie co ja zrobiłem. Przecież zupełnie nie jadę w tamtą stronę. Miałem jechać razem z Legolasem
do Mrocznej Puszczy. Co się dzieję. Po prostu nie potrafiłem odmówić.
Chodził po komnacie pakując swoje rzeczy. Miał wątpliwości co do tego co zrobił ale już nie dało
się tego odwołać. Za kilka godzin mieli wyjechać w daleką podróż do Lorien, a on nawet nie wiedział
czy ona potrafi jeździć konno. Zastanawiał się tylko dlaczego go to tak złości. W dodatku tak naprawdę
nie był na nią zły lecz na siebie. Że tak łatwo uległ i poddał się jej urokowi.
- Cóż jutro się okaże co to będzie.
położył się spać kiedy księżyc był już wysoko na niebie.
Obudził się nagle myśląc że zaspał. Zeskoczył z łóżka i podszedł do okna. Na wschodzie dopiero
pierwsze barwy słońca zaczynały rozjaśniać niebo. Do wschodu było jeszcze daleko jednak
już powinni wyjeżdżać.

Zszedł do stajni ze wszystkimi rzeczami. Zastał tam swojego konia czekającego posłusznie na niego.
Jednak nigdzie nie było śladu Arweny. Osiodłał konia i przytroczył wszystkie bagaże, a jej dalej nie było.
Nie wiedział zupełnie co robić. Wszak wiedział która jest jej komnata jednak nie wypadało mu iść do niej
teraz gdy jeszcze wszyscy śpią. Postanowił zaczekać jeszcze chwile a jak się nie zjawi to pójdzie zobaczyć
co się dzieję.
Policzył juz wszystkie ziarna na ziemi, a Arweny dalej nie było. Wyszedł cicho ze stajni i udał się do jej
komnaty. Zapukał delikatnie jednak nikt nie odpowiadał. Zapukał drugi raz trochę mocniej - jednak dalej
cisza. Nacisnął na klamkę i drzwi ustąpiły bez większego problemu. Na środku komnaty leżały torby
gotowe do podróży, na krześle leżał strój do jazdy konnej. Jednak Arwena spała mocno i nawet nie
poruszyła się kiedy niechcący potknął się o jedną z jej toreb.
Podszedł do niej i delikatnie nią potrząsnął. Nic spała dalej tak jakby nic się nie działo. Zupełnie nie wiedział
co ma zrobić w tej sytuacji. Jednak przyszedł mu do głowy najbardziej okropny pomysł. Podszedł do stołu
i nabrał odrobinę zimnej wody. Wiedział że jeśli mają jeszcze dziś wyjechać to musi ją obudzić nie patrząc na
sposób w jaki to uczyni. Usiadł na brzegu łóżka i wylał jej na twarz całą wodę. Zerwała się szybko i zaczęła
krzyczeć jednak Aragorn w porę zasłonił jej usta dłonią.
- Puszczę Cię ale musisz się uspokoić. Nie mogłem Cię obudzić wiec musiałem spróbować tym sposobem.
Uśmiechnął się do niej przepraszająco i puścił Arwene.
- Jak chcesz jechać ze mną to musisz się pospieszyć bo już odpowiednia pora na wyjazd. Będę czekał na
dole w stajniach. Przyjdź jak tylko będziesz gotowa.
Wstał i wyszedł tak cicho jak tylko wszedł. Zamknął drzwi za sobą i oparł się o ścianę. Czuł jak krew szybciej
mu płynie w żyłach a serce bije jak opętane. Czuł delikatność jej skóry i widział ciągle te oczy patrzące
na niego z ufnością.
Zebrał całą siłę woli aby zebrać się w sobie i ruszył z powrotem do stajni.

***

Jechali szybko aby nadgonić stracony czas. Musiał przyznać że Arwnena radziła sobie całkiem
dobrze w siodle. Nawet cieszyło go to bo nie opóźniała jazdy. Jechali długo zupełnie z sobą nie rozmawiając.
Wreszcie Arwena przerwała to milczenie. - Chciałam Ci Panie podziękować za to że zgodziłeś się
zabrać mnie ze sobą. Ojciec za żadną cenę nie puściłby mnie samej a nawet wysłał z Legolasem
do Mrocznej Puszczy. Jeszcze raz dziękuję.
Jej głos był dla jego uszu milszy od śpiewu słowika o poranku. Gdy mówiła wszystko milkło aby można
było jej tyko słuchać.
- Niema za co i mam prośbę, proszę mów mi po prostu Aragorn. Mamy spędzić kilka dni w drodze więc
mówmy sobie po imieniu.
- Dobrze bardzo dziękuję Aragornie. Jak długo będziemy jechali??
- Nie wiem to zależy od warunków w czasie jazdy. Jeśli będzie sucho i nie zacznie padać to dojedziemy
szybko w przeciwnym razie czeka nas mozolna przeprawa.
- Mnie się nie spieszy najważniejsze że wyjechałam z Rivendell i to mnie najbardziej cieszy. Jednak wydaje
mi się że Twój cel podróży jest inny niż Lorien.
- Hmm nie miałem tam zaglądnąć a im szybciej tym lepiej.
Uśmiechnął się do Arweny która jechała teraz po jego prawej stronie. Wyglądała tak jakby ten koń
i strój były tylko i wyłącznie dla niej stworzone. Włosy miała zaplecione w gruby warkocz spięty
rzemykiem. Ubrana była w spodnie w kolorze zieleni wpadającej w brąz, bluzkę miała odrobinę jaśniejszą
ale nadal utrzymującą się w tym tonacjach. Cały ten ubiór podkreślał jej nie naganną sylwetkę,
i podkreślał jeszcze jej walory.
Cały dzień spędzili na spokojnych rozmowach o wszystkim i o niczym. Arwena opowiadała mu
o Rivendell a on jej o swoich wyprawach. Czas jazdy tak szybko im mijał że nawet nie spostrzegli kiedy słońce
zaczęło układać się do snu.
- Trzeba znaleźć miejsce na nocleg, tak aby konie miały też gdzie się napić. Zostań tutaj Arweno, a ja
pojadę kawałek do przodu i zobaczę czy uda się coś odpowiedniego znaleźć.
- Dobrze poczekamy tutaj z koniem na Ciebie. Nie martw się o nas. Może też rozglądniemy się odrobinę.
- Nie proszę nie odchodźcie nigdzie stąd tyko czekajcie w jednym miejscu. Za chwilę wrócę.
Spiął konia i pojechał przed siebie w poszukiwaniu miejsca na nocleg.

Arwena została sama pośrodku wielkiej polany. Z każdej strony otaczał ją gęsty las. Gdy gałęzie
w miejscu w którym przejechał Aragorn przestały się zupełnie poruszać nagle po plecach przebiegł
jej zimny dreszcz. Czuła się tak jakby ktoś ja obserwował. Ktoś albo coś. To uczucie tylko bardziej się pogłębiało
z każdą chwilą gdy robiło się coraz ciemniej. Teraz rozumiała dlaczego ojciec nie chciał jej samej
puścić. Chciała jak najszybciej zobaczyć Aragarona bo wiedziała że w jego towarzystwie nic jej nie grozi.
Jednak Aragorn dalej nie wracał a ona niemal czuła czyjś oddech na plecach. W panice spięła mocno konia
i pognała w stronę gdzie ostatni raz widziała Aragorna.
Gałęzie drzew chłostały jej policzki, rozerwała gdzieś nawet koszulę. Jednak teraz się to już nie liczyło. Chciała
uciec jak najdalej od tego miejsca i znaleźć się przy nim. Słyszała coraz to głośniejsze oddechy konia który
z wielkim trudem odnajdywał drogę wśród drzew. Siedziała na koniu zastanawiając się czy dobrze robi uciekając
wszak Aragorn prosił żeby się niegdzie nie ruszała tyko została wraz z koniem na miejscu. A ona jednak uciekła.
A jeśli się jej tyko wydawało, może to jej wyobraźnia tak zadziałała. Sama juz nie wiedziała co ma robić.
- Aragornie. Aragorn. Aragorn.
Sama już traciła wiarę w cokolwiek. Widziała tyko gałęzie które uderzały ją w twarz. Jakiś większy konar
rozciął jej ramię. Czuła piekący ból lecz jechała dalej wołając Aragorna. Nagle usłyszała wśród pędu wiatru
i trzasku łamanych gałęzi cichy gwizd i wołanie w języku elfów. Miała tylko nadzieję, że to ktoś przyjazny i jej pomoże.
Gwizd stawał się głośniejszy i koń po paru minutach wjechał na wielka polanę z wysokim drzewem pośrodku.
Zaraz obok płynęła mała rzeczka, a pod drzewem paliło się ognisko.
- Arweno co się stało. Jak Ty wyglądasz. ??
- Aragornie gdzie Ty się podziałeś. Stałam tam na polanie czekając na Ciebie, a Ty nie wracałeś. W pewnej chwili
poczułam się tak jakby ktoś mnie obserwował a w chwile potem miałam uczucie jakby ktoś zakradał się
od tyłu. Wiec spięłam konia i pogalopowałam w innym kierunku. Jechałam tak długo że już w pewnym momencie
straciłam orientacje i nie wiedziałam gdzie jechać. Wtedy zaczęłam Cię wołać a Ty jak sądzę gwizdać na mojego
konia i go przywoływać. Nie wiem co by się stało. Cały czas czułam że ktoś jest za mną.
Aragorn w miedzy czasie pomógł jej zsiąść z konia i posadził przy ognisku.
- To dziwne bo ja odnalazłem to miejsce i wszystko wydawało mi się tylko chwilą Rozpaliłem ognisko,
i miałem po Ciebie jechać. Mógłbym przysiądz że dla mnie to była tylko chwila. Zresztą to już na szczęście
minęło. Teraz trzeba przemyć Ci rany i opatrzyć.
Wstał i poszedł nad rzeczkę po czystą wodę. Potem oderwał rękaw od swojej koszuli i delikatnie przemył
nim rany. Miała więcej ran niż jej się to tylko wydawało. Na twarzy było ich nawet nie tak wiele, jednak
całe ręce i ramiona miała zakrwawione. Aragorn oderwał rękawy od jej koszuli i zajął się poważniejszymi
ranami. Arwena w tym czasie siedziała spokojnie i była szczęśliwa że odnalazła schronienie. Nie słuchała
tego co mówił Aragorn. W pewnym momencie zupełnie nic już nie słyszała. Poczuła tylko jak czyjeś ręce
chwytają ją w ostatniej chwili i przenoszą gdzieś w inne miejsce.

***

Obudziła się gdy słońce było już wysoko na niebie. Czuła sie już lepiej niż wczoraj. Ból trochę się
zmniejszył i odpoczęła od jazdy. Rozglądnęła się w poszukiwaniu Aragorna. Ujrzała go stojącego
nad rzeką. Był ubrany tylko w spodnie. Woda spływała mu po plecach tworząc zabawne wzory.
patrzył na niego jak na zjawisko występujące raz na tysiąc lat. Wiedziała że nie powinna ale widok
był bardziej pociągający od wpatrywania się w trawę. Próbowała przywołać się do porządku
jednak on uratował jej życie, opatrzył rany i zachował się bardzo przyzwoicie. Cieszyła się
że jedzie właśnie z nim. Przymknęła oczy i chciała myśleć o słońcu które teraz było na niebie, ptakach
wijących gniazda w konarach drzew. O wszystkim byle nie o tym co wczoraj zaszło i Aragornie.
- Och widzę że chyba się obudziłaś. To dobrze bo musimy ruszać dalej .Mam nadzieję że czujesz się
lepiej choć Twoje rany nie wyglądają najlepiej.
- Dziękuje za pomoc, odpoczęłam trochę od tej męczącej jazdy jednak trochę bolą mnie ramiona.
Mam nadzieje że to szybko minie. Zbierajmy się skoro mamy wyjechać jeszcze dzisiaj.

Kolejne dni podróży mijały spokojnie bez większych zakłóceń. Raz się zgubili i musieli nadłożyć
dzień drogi, jednak nic poważniejszego nie zakłócało im drogi. Arwena czuła że atmosfera
między nimi się trochę zagęszcza. Patrzyli nieraz na siebie przez długie chwile nic nie mówiąc.
Ich dłonie bezwiednie się odnajdowały w czasie podróży i rozmów przy ognisku.
Czuli się bardzo swobodnie, jakby znali się przez całe życie. Jednak wiedzieli że juz za dwa dni
będą musieli się rozstać gdyż wjadą na tereny Lorien. Aragorn tyko załatwi ważne sprawy
i wyjedzie do Mrocznej Puszczy.

***

Dzisiejszy poranek był wyjątkowy. Arwena obudziła się wcześniej niż Aragorn choć do tej pory
nie zdarzyło jej się to nigdy. Zatrzymali się w bardzo ładnej okolicy. Była to mała polanka
otoczona z dwóch stron drzewami. Po wschodniej stronie była rzeka a od południowej duża
przestrzeń wolnego pola ciągnąca się aż po horyzont. Słońce dopiero wstępowało na nieboskłon
gdy Arwena przygotowywała śniadanie. Wybrała się wcześniej do lasu i znalazła odrobinę jagód
które były bardzo słodkie, nad strumieniem odnalazła późne maliny leśne. Całą tą ucztę
dopełniły zapasy z ich chlebaków. Była zadowolona z początku dnia. Spakowała wszystkie rzecz
do podróży i postanowiła obudzić Aragorna.
Spał jak malutkie dziecko z ufnością że nic mu się nie stanie. Jego twarz oświetlało słońce dodając
mu blasku i takiej jakiejś dziwnej tajemniczości. Cały on był dla niej wielka zagadką. Cichy, dobrze
władający mieczem, umiejący także język elfów, zwierzęta go kochały a on w każdej małej roślinie
potrafił odnaleźć istnienie. Była nim zachwycona. Pierwszy raz spotkała człowieka tak wrażliwego
jak elfy.
Uklękła przy jego głowie aby go obudzić. Nie mogła się powstrzymać aby go nie dotknąć. Zatoczyła
delikatnie palcami kółko wokół linii jego twarzy. Dotknęła jego zamkniętych oczu, a potem bardzo powoli
obrysowała kształt ust. Były bardzo delikatne i miłe w dotyku. Pochyliła się i złożyła na jego ustach
namiętny pocałunek. Poczuła jak ręce Aragorna obejmują ją delikatnie w pasie i przyciągają do siebie.
Złączyli się w namiętnym pocałunku trwającym dłużej niż jedno mrugnięcie. Oderwali się od siebie
dopiero gdy zabrakło im tchu. Aragorn popatrzył na zamglone oczy Arweny.
- Dziękuje za miłą pobudkę.
Arwena zaczerwieniła się delikatnie nic nie mówiąc wstała i podeszła do konia.
- Śniadanie jest już gotowe trzeba niedługo wyruszać. - powiedziała to bardziej do kona niż do Aragorna.
- Dziękuję.

***

Dzień minął im prawie całkowicie w ciszy. Ale ta cisza była raczej złowieszcza. Arwena myślała
o dłoniach Aragorna obejmujących ją i przyciągających do siebie, Aragaorn zaś o jej słodkich
ustach które zbudziły go ze snu. Co jakiś czas patrzyli na siebie posyłając sobie niewinne uśmiechy.
Oboje wiedzieli że dzisiejszy wieczór a zarazem ich ostatni spędzony samotnie nie będzie łatwy.
Aragorn wiedział że nie może tknąć Arweny przecież była córka jego przyjaciela. Zresztą jak by
to miało wyglądać. Miał ją tylko odwieź do Lorien i tyle. Ale wspomnienie jej delikatnych ust
było jakby czarną kurtyną zasłaniającą sumienie i logiczne rozumowanie.
Arwena zaś bała się tego co działo się z nią. Przecież to nie mogło być możliwe. Zakochała się
w człowieku. Jednak wiedziała juz na pewno że będzie go kochała całe swoje życie niezależnie
jak długie ono będzie. W dodatku przeszkodą było to że ona była nieśmiertelna i też nie mogła sobie
za wiele obiecywać po jednym pocałunku. Jednak coś w sercu mówiło jej że Aragorn przechodzi
teraz podobne rozterki.
Tej całej niemej wędrówce przyglądało się słońce aż do swojego zachodu. Gdy ostatnie promienie
zniknęły za linią drzew wiedzieli że czeka ich to czego obawiali się cały dzień.
- Chyba tutaj zostaniemy na noc. Jedziemy ciągle wzdłuż rzeki wiec pewnie gdzieś niedaleko
musi być szczególnie że słychać jej szum. Sama polana zresztą jest też dobrze usytuowana.
- Dobrze niech będzie zresztą i tak jest za późno aby szukać innego miejsca.
Zsiedli z koni i każde z nich zabrało się za swoje sprawy.
Arwena przygotowywała posiłek, jak również odnalazła trzy duże kamienie które tworzyły
bardzo zabawną ale dość obszerną grotę. Aragorn poszedł w tym czasie nazbierać drzewa na
ognisko.
Gdy wszystko było już gotowe usiedli razem przy ogniu i zjedli późny posiłek na niebo powoli wychodził
juz księżyc a ptaki w całym lesie umilkły. Konie pasły się swobodnie w pobliżu.
- Co takiego jest w Lorien że chcesz jechać akurat tam?? - przerwał w końcu milczenie Aragorn.
- Nie wiem po prostu coś w sercu podpowiada mi abym udała się tam a nie do Mrocznej Puszczy.
Czuję się tak jakbym słyszała czyjś głos wołający mnie do siebie. A pomijając to wszystko w Mrocznej
Puszczy byłam już kilka razy wiec wypadałoby odwiedzić inne miejsca.
- Faktycznie powinno Ci się w Lorien podobać. Jest tam tak zielono choć pewnie o tej porze roku będzie
odrobinę złotawo - zielono. Elfy mieszkają na drzewach w swoich talanach. Po prostu jest tam inaczej niż
w Rivendell i Mrocznej Puszczy.
- Zobaczymy jutro kiedy dojedziemy. Mam nadzieje że będzie tak jak mówisz Aragornie. - wypowiadając
te słowa spojrzała na niego z wielkim utęsknieniem i namiętnością zarazem. I tak nastała znowu cisza.
- Pójdę dozbierać jeszcze drewna do ogniska bo może nam nie starczyć na całą noc - odezwał się
po dłuższej chwili Aragorn. Wstał i zniknął za drzewami.

***

Została sama z myślami i pragnieniem dotknięcia go znowu. Przez cały dzień unikali kontaktu fizycznego
i nawet im się to udawało. Jednak ona miała juz tego dość. Sytuacja miedzy nimi stawała się nei do zniesienia.
Udawali że wszystko jest w porządku ale tak nie było. Wreszcie postanowiła przerwać to błędne koło.
Wstała i podeszła do swojego bagażu. Z samego dołu wyciągnęła suknie która zapakowała w domu.
Może nei za bardzo nadawała się na to miejsce ale cóż.
Zabrała wszystkie rzeczy i poszła nad rzekę. Faktycznie nie była daleko schowana za pobliskimi drzewami.
Zdjęła z siebie niewygodne juz o tej porze buty do konnej jazdy i ubranie. Od kilku dni jeździła ciągle tylko
w spodniach i koszuli. Zresztą materiał był dość szorstki i bardzo podrażnił jej delikatną skórę.
Rzeczy zostawiła na brzegu i weszła do wody. Była chłodna ale koiło to jej zmęczone ciało. Czuła jak fale
delikatnie opływają jej uda łaskocząc przy tym przyjemnie. Cieszyła się mogąc odnaleźć ukojenie nie tylko
dla ciała ale i dla zmysłów. Była tu sama i tyko woda ją interesowała.

***

Wracał z dużym naręczem drewna do ogniska. Myślał o tym co zrobić aby rozkręcić odrobinę
powstałą sytuacje. Kiedy patrzył na nią serce mu się krajało. Chciał podejść do niej i przytulić ją, powiedzieć
coś miłego a jedyne co potrafił to uciec pod pretekstem zbierania drewna. Był bardzo bardzo zły na siebie.
Szedł z postanowieniem że ją przeprosi.
Wkroczył na polane pewnie i z podniesioną głową. Przystanął jednak od razu jak tyko doszedł do ogniska.
Nie zobaczył nigdzie Arweny ognisko juz prawie delikatnie dogasało. Dołożył wiec drwa i rozejrzał
się dookoła. Jej koń stał obok jego konia skubiąc trawę. Rzeczy leżały tam gdzie przedtem z wyjątkiem
jednej torby która była otwarta i widać było że ktoś coś w niej szukał. Jednak wiedział że nie uciekła.
Poszedł jej poszukać. Miał nadzieję że daleko nie odeszła bo to też nie byłoby zbyt mądre i bezpieczne.
Wszedł pomiędzy drzewa i usłyszał ciche nucenie, niczym zawodzenie wiatru w gałęziach.
Skierował się więc w stronę z której dobiegały dźwięki. Szedł cicho aby nie zwrócić na siebie uwagi.
Stanął za dużym drzewem odchylił jedną z gałęzi i aż nogi się pod nim ugięły.
Oto w wodzie sięgającej tak do bioder stała Arwena. Była cała naga. woda opływała leniwie jej ciało.
Od tafli wody odbijał się księżyc sprawiając że jej skóra wyglądała jak kość słoniowa. Włosy miała rozpuszczone
odrobinę mokre na końcach. Niektóre niesforne kosmyki przykleiły się jej do twarzy. Po ramionach i piersiach
spływały spokojnie małe krople wody. W okolicach pępka tworzyły jedną stróżkę wody i spływały razem w dół.
Patrzył i nie potrafił odejść choć widział że wychodzi już na brzeg wody. Wiedział że jest idealna lecz to co ujrzał
przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania.
Wstał szybko i wrócił z powrotem do ogniska aby tam na nią zaczekać.

***

Czuła się juz na tyle dobrze i zapomniała o wszystkich wydarzeniach że spokojnie mogła wyjść i zmierzyć
się ze swoimi pragnieniami. Ubrała suknię i poprawiła włosy. Miała nadzieję że wygląda świetnie.
Suknia miała kolor lazuru na samym dole przechodzącego w różne odzienie niebieskiego prawie po biały
a nawet po naturalny kolor materiału. Była bez rękawów; podtrzymywały ja cienkie ramiączka krzyżujące
się na plecach. Dekolt miała dość głęboki jednak bardzo zwiewnie zakryty opadającym kawałkiem
materiału od ramiączek. Sięgała jej równo do kostek, jednak na dole po lewej stronie była odrobinę
rozcięta do wysokości kolana lub trochę wyżej. Włosy były rozpuszczone, opadając na nagie ramiona i
plecy. Zabrała tyko z ziemi swoje poprzednie ubranie i skierowała się w kierunku ogniska i polany.

***

Siedział przy ogniu i patrzył w drzewa, miał nadzieję że za chwilę ujrzy pomiędzy nimi Arwene.
Myślał cały czas o tym co zobaczył nad rzeką i miał nadzieje że zaraz położą się spać i nie będzie
musiał na nią patrzeć. Jednak jego prośby nie zostały wysłuchane. Oto na skraju drzew pojawiła się ona.
Ubrana w suknie koloru nieba, o czarnych włosach i bosych stopach. W ręce niosła swoje stare ubranie.
Gdy do niego podeszła poczuł zapach wonnych lilii i jaśminu z mocną nutką cynamonu. Patrzył na nią
oniemiały nie mogąc wydobyć żadnego dźwięku. Materiał z którego była zrobiona suknia był tak delikatny
i zwiewny że wyglądał niczym puch na jej ciele. Od pasa rozszerzała się w dół jednak na biuście była
bardzo dobrze dopasowana. Widział jej jędrne piersi poprzez ten delikatny materiał widział niemal wszystko.
Już miał coś powiedzieć ale nie zdążył. Podeszła do niego i wyciągnęła dłoń.
- Chciałam przeprosić za moje poranne zachowanie. Jednak nie mogę kryć tego co dzieje się w moim
sercu. Aragornie ja...
Umilkła bo zakrył jej usta dłonią.
- Nie mów nic wiem co czujesz. Tak samo jest ze mną. Stałem się nad tym zapanować jednak nie potrafiłem
i nie chce.
Przyciągnął ją do siebie zamykając w swoich ramionach. Jej oczy tak bardzo pasowały do koloru
sukni, czerwone policzki podkreślały delikatność skóry. Pochylił się i pocałował jej usta.
W tej chwili poczuł się jakby był gdzieś na niebiańskiej łące, a w koło słychać śpiew tysięcy ptaków.
Jej jednego pocałunku nie oddałby nawet za możliwość bycia królem. Ten delikatny i namiętny dotyk jej warg
smak dojrzałych wiśni, i zapach tworzyły niezapomniany obraz kobiety którą pokochał.
Wreszcie gdy ich usta oderwały się od siebie mogli popatrzeć w swoje oczy. Arwena zobaczyła namiętność,
pożądanie i chyba miłość, Aragorn podobnie z tym że w jej oczach dostrzegł jeszcze strach.
- Jeśli chcesz zostawię Cię, do niczego nie chce Cię zmuszać.
- Ale to nie o to chodzi, po prostu boję się tego jak bardzo Cię kocham.
- Zawsze kiedyś nadchodzi ten czas kiedy odkrywamy to uczucie i gdy pochłania ono w całości
nasze serca. Wtedy tyko należy się poddać tej miłości i żyć zgodnie z nią.
uśmiechnął się do niej uspakajająco, pogłaskał delikatnie po policzku i pocałował w czoło.
Pochylił się i musnął wargami jej nagie ramiona.
Dreszcz przebiegł jej po plecach. Czuła każdym centymetrem ciała namiętność która rodziła się
pomiędzy nimi. Jego dłonie zsuwały powoli ramiączka jej sukni, usta podążały za nimi.
Obdarowywał każdy centymetr jej ciała pocałunkiem. Dotknął dłońmi jej jędrnych piersi,
obrysował kciukiem nabrzmiałe sutki. Nie potrafiła już stać o własnych siłach. Jej dłonie błądziły
po jego ciele. rozplątała rzemyki koszuli, i juz za chwile znalazła się na zielonej trawie.
Aragorn wziął Arwene na ręce i zaniósł ją w pobliże ogniska. Ułożył ja tam na przygotowanych posłaniach
na których mieli spędzić noc. Była całkiem ciepła i przyjemna noc jednak światło ogniska dawało
przepiękne cienie. Kiedy bardzo powoli i dostojnie sciągnął z niej całkiem suknie ognisko jakby
bardziej ożyło chcąc oświetlić całą ceremonie.
Dłońmi zataczał płynne kółka po jej ciele. Raz były na jej ramionach, znowu za chwile na biodrach i udach,
aby znowu powrócić na piersi. Pochylił się nad jedną i ssał sutek tak długo aż przypominał barwą
dojrzałą malinę. Arwena czuła jak coraz bardziej pragnienie posiadania go rozpala jej zmysły
i przyspiesza bicie serca. Pod każdym dotykiem jej skóra się rozpalała a ona wyprężała się aby poczuć
jeszcze bardziej jego delikatne dłonie. Chciała usiąść aby zdjąć mu spodnie jednak chwycił ją stanowczo
za ręce i położył z powrotem. Powrócił na chwilę do jej ust szepcząc coś niezrozumiale. Całował jej
szpiczaste uszy co jeszcze tylko bardziej rozpaliło jej pragnienia. Nagle przerwał.
Stanął przy niej i bardzo powoli zdjął buty. Arwena zamarła w oczekiwaniu. Jego dłonie sięgnęły do
pasa spodni. Rozpiął je szybko jednak nie zamierzał pozbawiać jej przyjemności patrzenia.
Wiedział że mają przed sobą całą noc.
Wolnymi ruchami bioder zsuwał niżej spodnie. Chwytała powietrze coraz szybciej i też coraz głośniej
oddychała. Chciała mu pomódz jednak powstrzymał ją. Przez długa chwilę stał zamyślony patrząc na gwiazdy
i tak jakby od niechcenia ściągnął spodnie. Uklęknął pomiędzy jej rozchylonymi nogami. ucałował
nabrzmiałe sutki i przeniósł swoją uwagę na jej alabastrowe uda. Drażnił językiem ich wewnętrzną
stronę podążając konsekwentnie w górę. Dłońmi przyczymywał jej biodra tak aby nie mogła się podnosić
w górę jednocześnie uciekając przed nim. Rozchylił szerzej jej nogi i doszedł tam gdzie miała nadzieje
że dojdzie. Gdy poczuła jego ciepły język na łechtaczce jęknęła cicho przyciągając mocniej jego głowę do siebie.
Ta pieszczota stawała się dla niej nie do wytrzymania. Chciała poczuć go w sobie całować jego usta, jednak
on miał inne plany. Przymknęła na chwile oczy jednak szybko je otwarła. Poczuła bowiem jak powoli wkłada w nią palce.
Wypięła się niczym cięciwa łuku i już nie miała zamiaru cicho jęczeć. Z jej gardła wydobył się jęk rozkoszy
Nie wiedziała ile to trwało jednak z każdym jego dotknięciem i pocałunkiem stawała coraz bliżej krawędzi.
Gdy widział że już niedługo nie będzie w stanie utrzymać ją przerwał pieszczoty i położył się obok niej.
Westchnęła cicho i popatrzyła na niego spod półprzymkniętych oczu. Przysunęła się do niego i pocałowała
tak namiętnie jak tyko potrafiła. Włożył w to cała swoją żarliwość, namiętność i pożądanie.
Chciała by wiedział jak dużo dla nie znaczył. Wiedziała że słowami nie jest w stanie tego wyrazić.
Już po chwili leżała na plecach czując ciężar jego ciała. Chciała coś powiedzieć lecz Aragorn nakrył
jej usta swoimi. Gdy złączyli się w jedność, Arwena przyciągnęła go mocniej do siebie i objęła jego
biodra nogami. Byli jak jedno wspólne ciało, każdy ruch, cichy jęk, namiętny pocałunek łączył się
w całość. Zamykał ich w jednym świecie.
Czuła jak powoli przychodzi spełnienie, jak całe ciało drży w oczekiwaniu na uwieńczenie. Popatrzyła
mu w oczy i uśmiechnęła się. Dalej pamiętała tylko szybki oddech Aragorna i swój. Jej paznokcie
wbijające się w jego plecy, ciche mruknięcia Aragorna. gdy nadszedł moment spełnienia naprężyła się
niczym struna. Widziała jak jego oczy zachodzą delikatna mgiełką. Przymknął oczy i pocałował ja delikatnie.
leżeli tak jeszcze razem złączeni słuchając bicia swoich serc i całując się namiętnie. W tej chwili wiedzieli,
że nie będzie to krótka noc.
Arwena wstała powoi dorzuciła do ognia i wróciła do Aragorna. Pocałowała go i położyła się przy nim.
- Dziękuję, że pokazałeś mi to co do tej pory było dla mnie zagadką.
- Ciii nic nie mów. Potem na to będzie czas.
Uśmiechnęli się do siebie całując się jednocześnie. Kochali się tej nocy jeszcze nie jeden raz. Arwena chciała
pokazać mu jak bardzo go kocha i pożąda. A on chciał aby zapamiętała mile tą noc.

***

Ranek przywitał ich ciepłymi promieniami słońca. Leżeli na sobie przykryci swoimi ubraniami.
Patrzyli głęboko w oczy niemo dziękując za tę noc.
- Cóż było pięknie ale musimy wstać. - Aragorn z wielkim trudem wypowiadał te słowa bo najchętniej by
tu jeszcze został i na kolejną taką noc.
- Dobrze obiecaj jednak że kiedyś...........
- Na razie jest dziś nie myślmy o jutrze.
Pocałował ją i wstał aby pozbierać swoje ubranie.
zjedli szybko śniadanie spakowali rzeczy i ruszyli w drogę. Jechali blisko siebie trzymając się za ręce.
Czuli jeszcze swoje pocałunki, dzikość nocy. Wcale nie mieli teraz ochoty jechać do Lorien. Jednak
Aragorn musiał wracać Arwena dotrzeć na miejsce.
Późnym popołudniem przywitali ich strażnicy na których czele stał Haldir. Poprowadzili ich przed oblicze
Pani Gandarieli, gdzie spędzili trochę czasu. Arwena dostała pokój w talanie gościnnym, Aragorn tylko porozmawiał
z Haldirem i poprosił o zapasy na drogę powrotną.

- Czy naprawdę musisz już jechać? Może zostaniesz choć na noc.
- Nie Arweno to byłoby za trudne a i tak musze szybko wracać do Mrocznej Puszczy.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował tak jakby miał to być ich ostatni pocałunek.
Stali wpatrzeni w siebie słuchając melodyjnego szumu wody, odbijającej się od pobliskich skał.
Ich świat zamykał się teraz tylko do tej chwili i tego co ich otaczało. Nie myśleli o zmartwieniach,
zadaniach do wykonania. Byli razem i to się liczyło. Ta chwila mogła dla nich trwać wiecznie.
Lecz każde z nich musiało rano podążyć własna ścieżką którą przygotował dla nich los i przeznaczenie.
Jednak wiedzieli że na tej ścieżce jest także moment kiedy będą podążali nią razem.

Koniec części pierwszej.