Haldir i Legolas

 

Było ciemno, stał patrząc w gwiazdy które odbijały się w jego zielonych oczach.

Bał się sam przed sobą przyznać ale jego smutek osiągnął granice pojmowania.

Tęsknił za nim bardziej niż przypuszczał że to będzie możliwe. 

W każdym szeleście wiatru słyszał jego kroki, a każdy szmer strumienia wydawał mu się jego głosem.

Był zamknięty w swoich marzeniach i pragnieniach ujrzenia go na nowo.

Możliwość czucia jego zapachu, słyszenia jego oddechu - to było to czego teraz potrzebował.

Oddał by za to swoją duszę gdyby mógł.

 

***

 

            - Dokąd tak pędzimy ?? - zapytał swoich braci,

 którzy nie zwracając uwagi na gałęzie które plątały ich włosy

gnali przed siebie- Przecież nie goni nas wielka horda orków wiec odrobinę

spokoju by wypadało ofiarować temu lasu.

- Jedziemy tak jak możemy jechać - usłyszał odpowiedź którą wiatr

przywiał z dalekiego przodu. - musimy zdążyć przed nocą bo inaczej

nie będzie za dobrze z nami. Gandariela wszak kazała się

 pospieszyć i przybyć na wyznaczona godzinę na spotkanie.

- A to niby czemu ja o tym nie wiem - krzyknął w przestrzeń

z nadzieją, że usłyszą - Przecież to ja jestem starszy stopniem nie Wy.

Mimo oczekiwania nie usłyszał  odpowiedzi. Więc jechał dalej za

 nimi mając nadzieję że wiedzą gdzie podążają.

 

Czas mijał nieubłagalnie, a oni ciągle gnali przed siebie mimo zmęczenia koni,

 nastającego chłodu i wszystkich przeciwności które

 nagle zaczęły się pojawiać na ich drodze.

Myśl o tym ze gnają w nieznane - choć znali tą część lasu -

powoli oplątywała jego myśli. Wciąż pamiętał wczorajszy wieczór

spędzony przy boku jednego ze Strażników. Było wtedy tak pięknie

 do czasu gdy nie usłyszał dźwięku rogu wzywającego na naradę.

Wstał pospiesznie; jego towarzysz zresztą także poderwał się jakby

zobaczył samą Gandariele stojącą przy łożu.

- Pora udać się na naradę skoro Pani wzywa - rzekł  i obdarował

go najpiękniejszym uśmiechem jaki tylko mógł wymarzyć sobie.

Podniósł ostatni skrawek ubrania i opuścił jego talant udając się w stronę miejsca narady.

     Wziął głęboki oddech i ubrał buty myśląc kiedy uda mu się wreszcie

 choć raz obudzić obok jakiegoś Strażnika nie mając poczucia winy.

Chciał choć ten jeden jedyny raz poszczuć się swobodnie i nie patrzeć

przez kolejne dni na danego kochanka który wzdychał do niego.

 Popatrzył w lustro i zobaczył swoje zmarnione odbicie które niejako

 w ostatnich czasach straciło nieco swojego blasku i powabu.

Wyszedł z talanu i udał się do Gandarieli na naradę.

Jednak przy wejściu do sali kazano mu się zatrzymać i poczekać chwilę.

Stał zdziwiony patrząc jak inni Strażnicy bez problemu wchodzą do sali.

 Zastanawiał się dlaczego akurat jemu kazali zaczekać.

Przecież to on był dowódca wszystkich Strażników (pomijając oczywiście władzę zwierzchnią).

Wyszła do niego sama Gandariela informując go, że to zebranie tylko

 dla samych Strażników i że może udać się gdziekolwiek zechce, jutro

jednak z samego rana ma wyruszyć ze swoimi braćmi i słuchać ich.

Stał patrząc z niedowierzaniem nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał.

On wielki..... nie mógł wejść i przysłuchać się naradzie,

a w dodatku miał słuchać swoich braci. To nie mieściło się w głowie.

Nagle usłyszał  słowa Gandarieli - Nie zamartwiaj się to tylko dla

Twojego dobra zobaczysz jeszcze podziękujesz za to. Ciesz się tym

co tam zobaczysz i będzie dane Ci tam doświadczyć. - Z tymi słowami uśmiechnęła

się tajemniczo do niego.

Zaczerwienił się gdyż uświadomił sobie ze słyszała wszelkie jego narzekania.

Ukłonił się dziękując za wyrozumiałość i już go nie było w okolicy.

Rano zbudził go sokół który usiadł na jego oknie. I tak oto siedział

 teraz na koniu patrząc przed siebie starając się nadążyć za braćmi.

 

***

 

Jechali tak kilka dni stając tyko na przymusowe odpoczynki i to głównie

 tylko ze względu na konie. Kiedy wreszcie zorientował się ze zmierzają

 w kierunku Mrocznej Puszczy nie wiedział co ma czuć i jak się zachować.

 Bracia nic mu nie mówili, więc z czasem jego niepokój wzrósł do

niebezpiecznego poziomu. W czasie jednego odpoczynku nie wytrzymał

 i cała jego nienawiść, ciekawość, smutek i gniew wybuchło naraz jakby

uśpiony wulkan czekający przez lata.

- Czy ja Was o coś przypadkiem nie proszę przez całą drogę.

Przecież to nie taka wielka rzecz odpowiedzieć na moje pytanie.

Jak ja się zaraz..................... to po prostu już nie wiem co Wam zrobię.

Gdzie my w końcu jedziemy i po co??

 Pozostali stali patrząc na jego wściekłą twarz i zastanawiali się co też mogą mu powiedzieć.

- Jedziemy do Mrocznej Puszczy.. - zaczęli powoli - Tyle to ja już sam wiem

 od kilku dni - przerwał im ze wściekłością. - No to może bądź chodź

przez chwilę cicho i posłuchaj.

- Gandariela wysłała nas abyśmy odwieźli Cię do Mrocznej Puszczy

do jego Władcy.. /Jego oczy nagle stały się większe i z niedowierzaniem słuchał dalej/

- Król Thranduil poprosił naszą Panią o przysłanie jednego z najlepszych

 łuczników i nauczycieli dla swojego syna Legolasa - księcia Mrocznej

 Puszczy. Reszta pozostaje tajemnicą nawet dla nas.

Stał osłupiały nie wiedząc co ma powiedzieć. Tysiące myśli przebiegały

 przez jego głowę nie mogąc odnaleźć miejsca ani wytłumaczenia. -

Ale dlaczego nic mi nie powiedziała przecież nie uciekłbym jak małe dziecko.

- Zapamiętaj Gandariela przed nikim się nie tłumaczy wiec nas tym bardziej nie pytaj.

Czas juz bliski wiec zbierajmy się do drogi.

 

Tak więc już po części wiedział jaki jest cel ich drogi. Ale czemu on, dlaczego

 w ten sposób i po co u licha miałby go potrzebować Książe Legolas (hmm naprawdę jego ojciec).

Jechali przez resztę dnia milcząc słuchając tylko odgłosu kopyt koni i szumu drzew.

Wieczorem dotarli do miejsca spotkania. Wszystko wyglądało normalnie - zwykła polana,

nic zwyczajnego po prostu pusta przestrzeń pomiędzy drzewami.

Aż dziwił się ze znaleźli tą polane bez większego problemu.

Na ich powitanie wyjechała mała grupa przepięknie odzianych elfów. Na swych grzbietach

niosły ich karle konie z zaplecionymi grzywami w misterne warkocze.

Wyglądali niezwykle dostojnie : księżyc odbijał się w ich długich włosach, a każdy gest sprawiał

patrzącemu samą przyjemność.

- Witajcie - odezwał się najwyższy z nich - Nasz władca już czeka. Cieszymy się, że tak

szybko przybyliście do nas.

- Oto list od naszej Pani do Waszego króla, bylibyśmy wdzięczni za jego przekazanie .

Oto tutaj nasza droga się kończy. Musimy wracać na posterunki. Zostaje tu z Wami

nasz brat mamy nadzieję że spełni on oczekiwania jakie będą mu stawiane.

I tak jakby nic rzucili mu tylko przelotne spojrzenia, uśmiechnęli się pod nosem

i odjechali w kierunku z którego własnie przybyli.

- Cieszymy się, że możemy Cię gościć na naszej ziemi. Zapraszamy w nasze skromne progi

i prosimy o wyrozumiałość w dalszej drodze już niedługo będziemy na miejscu.

Skłonił się lekko i popędził konia w kierunku drzew.

 

Jechali przez jakiś czas, sam juz nie wiedział ile też mogło upłynąć. Patrzył na gwiazdy, które

wydawały mu się tu bardziej jasne i piękniejsze. Widział jak drzewa ustępują im miejsc

prawie rozsuwając konary, aby dać im jak najlepszy przejazd.

Nagle zatrzymali się. Rozglądnął się i teraz niejako ujżał wrota wysokie prawie do polowy

drzew (a trzeba było przyznać, że były naprawdę wysokie).

Szybko zostały też otworzone i uderzyła w nich ciepła fala powietrza, odgłosów

dochodzących z domów i coś czego nie potrafił jeszcze odgadnąć.

Czuł, że ta wizyta będzie naprawdę wyjątkowa, bardziej niż mógł przypuszczać.

Wjechali powoli do królestwa Mrocznej Puszczy. Elfy przystawały na chwile

i patrzyły na nowo przybyłych. Największą uwagę zaś oczywiście na niego.

Wyróżniał się ze swoich towarzyszy nie tylko wzrostem, ale i ubraniem jak

również sposobem upięcia włosów. Wszak jego długie kosmyki splecione

były po boku głowy tworząc zaporę dla pozostałych.

Jechali tak wzbudzając zainteresowanie (choć mógłby przysiądź, że w oczach

niektórych elfów widział zazdrość albo coś, co mogło się z tym równać).

 

Dojechali do zamku który przy jego talanie był wielkim, wielkim, wielkim,

- nawet nie wiedział, jakiego określenia użyć.

- Witaj - usłyszał głos, który niejako zdał się wychodzić spod ziemi.

Był tak zajęty rozmyślaniami, że nie zauważył przybyłego elfa, który miał go powitać.

Zsiadł z konia i odpowiedział mu najbardziej uprzejmie jak potrafił.

- Wybacz, że dziś nie przyjmie Cię nasz Władca, ale udał się na polowanie

wraz ze swoim synem. Rozkazał dać Ci najpiękniejszą komnatę i przeprosić w swoim

imieniu. Przyjmie Ci jutro rano. A teraz proszę udaj się ze mną.

Zabrał swoje rzeczy i udał się za swoim przewodnikiem. Wskazał mu komnatę i życzył

przyjemnej nocy. Obiecał ze rano ktoś zjawi się po niego.

Pożegnali się uprzejmie i został sam na sam ze swoją nową komnatą.

Wyglądała hmmmm jakby to powiedzieć bardzo ładnie. W porównaniu z jego domem

była wręcz pałacem. Duża, obszerna, bardzo jasna a jej taras wychodził na ogród.

Zjadł pozostawione na stole owoce, odświeżył się po podróży i udał  na spoczynek.

 

***

 

Sen miał dziwny - bo oto widział w nim przepięknego elfa ubranego tylko w przewiewna

tunikę sięgającą do kolan. Włosy złocistego blasku rozwiane były przez wiatr,

zakrywając twarz owego elfa. Jednak coś w tej sennej marze nie dawało mu

spokoju. Czuł że to właśnie dla tego tu był i że spędzi tu dużo czasu.

Obudził go delikatny dźwięk dochodzący zza jego drzwi. Po chwili zorientował

się ze to pukanie do drzwi.

- Proszę - rzekł trochę zachrypniętym głosem.

Do pokoju wszedł ten sam elf co wczoraj go tu przyprowadził.

Miał dziś zieloną tunikę sięgającą do kostek i jakieś zapiski. Był jak na elfa przeciętnego

wzrostu. Twarz łagodną, spokojną, pełną zaufania. Wiekowo no cóż nie potrafił się zorientować

choć wiedział, że był raczej starszy od niego.

 - Jego wysokość oczekuj w sali audiencji za godzinę.

Drogę wskaże Ci każdy napotkany elf. Ja muszę udać się do swoich zajęć. Życzę

więc miłego dnia.

To powiedziawszy wyszedł zamykając drzwi. Zrobił to tak szybko i z wielką gracją, że

zastanawiał się czy aby mu się to nie przyśniło.

Jednak wstał i już za jakiś czas kroczył głównym holem w kierunku miejsca, które miał

odnaleźć bez problemu.

 

***

 

Stanął przed wielkimi drzwiami które sięgały od podłogi do samego sklepienia.

Strażnicy skłonili się i zapytali kogo maja przedstawić, po czym jeden z nich odszedł

udając jak mniemał powiadomić króla.

Po chwili wielkie drzwi otwarły się cichutko i został poproszony o wejście do sali.

Wyglądała znakomicie - na środku stał długi stół, na którym paliły się liczne świecznik,

na ścianach pozawieszane były kandelabry, które dodawały mistycznego wyglądu

temu pomieszczeniu. Po jego lewej stronie na ścianach widniały malowidła przedstawiające

sceny z życia elfów. Po przeciwnej stronie drzwi wejściowych znajdowały się strzeliste, szerokie

okna sięgające prawie do samego sklepienia. Bardzo zadziwiające rozwiązanie zwłaszcza, że zaraz

za oknami były same drzewa i przesłaniały całkowicie widok.  Tak, więc jedynym źródłem

światła w tej komnacie były świece. Z oddali słychać było szum drzew i śpiew ptaków,

a zapach, który wkradał się tu przez okna przywodził mu na myśl ogrody pełne róż, magnolii,

lilii o poranku zaścielonych kroplami rosy. To wszystko razem łączyło się w taką nutę zapachu,

 że można był stać i nie myśleć o niczym innym tylko o wielkiej polanie kwiatów.

 Na lekkim podniesieniu stał wielki tron na którym siedział sam

król Thranduil a obok niego jak mniemał przypuszczać jego syn Legolas.

Serce aż stanęło mu  w gardle na jego widok. Emanował od niego jakiś blask,

 poczucie tego że wie kim jest. Włosy rozrzucone na ramionach, silne rysy twarzy.

 Przez chwile zastanawiał się czy to przypadkiem jego nie widział w swoim śnie.

Król skinął na niego i poprosił o podejście.

 

Skłonił się dostojnie i przedstawił  tak aby nie myśleli że mają co czynienia

z jakimś zwykłym prostakiem który został wypuszczony w daleką podróż.

- Witam Wasza Wysokość - Jestem Haldir Kapitan Straży Lothlorien.

Przysyła mnie Pani Gandaliera na Prośbę Waszej Wysokości.

Umilkł i popatrzył na króla. Siedział nadal dumnie na tronie lecz jego

oblicze odrobinę się zmieniło.

- Witaj Haldirze w naszym królestwie. Mam nadzieję że podróż miałeś udana -

(tak gdybym chociaż wiedział po co ja tu przyjechałem - pomyślał Haldir)-

przepraszam że nie przywitałem Cię wczoraj osobiście ale nie było mnie w zamku.

Oto mój syn Legolas to za jego sprawą tu jesteś.

Legolas uśmiechnął się lekko i delikatnie skinął głową.

- Bardzo przepraszam, że nie został Ci ujawniony cel podróży ani jej powód.

Chciałbym Ci go przedstawić i mam nadzieje że przyjmiesz moją

prośbę.

Król wskazał mu jeden z wysokich krzeseł stojących tuż obok jego tronu.

Haldir podszedł i zajął wskazane u miejsce.

- Otóż drogi Haldirze sprawa ma się tak - mój syn chciałby doskonalić

swoje umiejętności w posługiwaniu się łukiem choć i tak uważam, że robi

to doskonale - jednak poprosił mnie o to abym posłał po jednego z najlepszych

łuczników z Lothlorien. Mniemam że zgodnie z listem który został mi doręczony

od Pani Gandarieli jesteś właśnie tym o którym właśnie mówimy.

Sama Gandariela wychwala Twoje umiejętności...................

 

Reszty juz nie słyszał nagle zakręciło mu się w głowie i ostatnie co zobaczył

to wyraz troski w oczach Legolasa gdy do niego podbiegał.

Obudził się w komnacie, która została mu przydzielona. Było późne popołudnie

a delikatne promienie światła wpadały przez okna. Starał się sobie

przypomnieć co też się stało, ale nadal jedyne co pamiętał to słowa

króla i zatroskane oczy księcia.

- Co za wstyd - pomyślał - zemdleć w czasie audiencji u króla.

Nie był pewien czy to ze zmęczenia czy od czegoś innego ale był

pewien że będzie musiał się potem tłumaczyć przed Gandarielą.

Usłyszał  cichy szum wody i podniósł się z łoża. Zobaczy drobną postać

elfki która właśnie szykowała mu kąpiel. Była tak śliczna i niewinna,

że Haldir nie mógł na nią patrzeć. Jej długie kasztanowe włosy okrywały

smukłe ramiona. Skórę miała koloru jasnego złota, mieniącą się w blasku słońca.

Kości policzkowe podkreślały kształt smukłej twarzy i uwydatniały duże,

tajemnicze oczy koloru rubinowego. Takich oczu jeszcze nigdy nie widział .

Dopełnieniem całości tak doskonałej kobiety było jej ciało. Pod dość

obcisła suknią widać było zarysy jędrnych piersi, płaskiego brzucha

i jakże pięknie umięśnionych pośladków - zapewne od jazdy konnej.

Odwróciła się i uśmiechnęła serdeczne do niego.

- Witaj Panie jestem Ardandela przygotowałam kąpiel. Mam nadzieję

że już dobrze się Pan czuję.

- Ile spałem?? - zapytał Haldir trochę zbity z tropu jej pięknym uśmiechem.

- Dwa dni medyk uważa że to z przemęczenia. A teraz proszę wybaczyć idę

powiadomić ojca że już Pan się obudził.

I zniknęła za drzwiami.  Haldir patrzył trochę ogłupiały w drzwi nie wiedząc

co tez ma pouczać - wszak jej widok go całkowicie omamił -

 wiec wstał i udał się wsiąść kąpiel.

Gdy wieczór już był u rozkwitu usłyszał pukanie do drzwi.

- Proszę - powiedział cicho mając nadzieję ze to nie ktoś wzywający

go do króla.

Drzwi się powoli otwarły i wszedł ten sam elf z którym miał do czynienia

pierwszego i drugiego dnia pobytu na zamku.

- Witam Panie córka mówiła że już wszystko w porządku. Cieszymy się

bardzo. Król przesyła wyrazy szybkiego powrotu do zdrowia.

Nazywam się Tuk jestem kanclerzem Jego Królewskiej Mości.

Książe Legolas zaprasza Pana na zwiedzanie pałacowych ogrodów.

Prosił o przybycie przed Wielkie Drzewo za jakąś chwilę.

- Dziękuję - odrzekł Haldir wyraźnie zaskoczony troską Tuka o jego

zdrowie jak i króla - zaraz się tam zjawie.

Tuk ukłonił się grzecznie i opuścił komnatę.

Haldir siedział chwilę zastanawiając się nad tym wszystkim czy aby to nie

sen i zaraz się obudzi z niego śmiejąc się z tego co mu się śniło.

Lecz miał niejasną świadomość że tak nie jest.

Wstał wziął ze stołu największe jabłko i udał się do ogrodu.

 

***

 

- Witaj Haldirze mam nadzieje, że już lepiej się czujesz. Bardzo nas

zaniepokoiłeś ale widzę że i apetyt Ci dopisuje - uśmiechnął się do Haldira który

właściwie bardzo nieoczekiwanie wpadł na niego z wielkim jabłkiem w dłoni.

- Witam Wasza Wysokość. Dziękuję czuję się już o wiele lepiej i bardzo

przepraszam za to zdarzenie.

- Ależ nie przepraszaj i proszę mów mi po prostu Legolas.

Dobrze e Legolasie - odparł Haldir z uśmiechem na ustach.

- Chciałbym Ci pokazać ogród i pokrótce powiedzieć co też chciałbym od

Ciebie się nauczyć.

 

I tak ruszyli oglądać ogród zamkowy, który wyglądał wręcz uroczo w blasku świateł

z zamku i latających świetlików. Haldir czuł się wyśmienicie w towarzystwie

Legolasa szczególnie, że tamten potrafił oczarować swojego rozmówce.

Chodzili tak do późnych godzin nocnych . Legolas zabrał Haldira w inne jakże

odmienne miejsca od zamku. Wszędzie było pełno elfów śmiejących się

z opowiadanych sobie dowcipów, śpiewających piękne pieśni. Jakże Haldir

zatęsknił teraz za domem. Chciał położyć się w swoim łóżku i może nawet

z kimś, a tu pozostawało mu tylko czekanie na rozwój wydarzeń.

Przystanęli na niewielkiej polanie w kształcie trójkąta. Haldir dopiero teraz

zorientował się, że wyszli poza teren zabudowany i tylko z oddali było słychać

przycichające odgłosy zabaw.

- Tutaj jutro chciałbym żebyśmy się spotkali. Chciałbym pokazać Ci Mroczna

Puszczę tak jak ja ją widzę a i przy okazji moglibyśmy odrobinę potrenować -

 Legolas cicho wyszeptał te słowa prawie przy samym uchu Haldira.

 

Haldir nie wiedział co ma powiedzieć nagle poczuł się jakoś dziwne i

zrozumiał słowa które mu powiedziała Gandariela przed odjazdem .

Uśmiechnął się tylko do Legolasa i kiwnął potakująco głową.

Wrócili prawie w milczeniu do zamku rozkoszując się chłodem wieczoru.

Rozstali się na korytarzu mówiąc sobie grzecznie dobranoc.

 Haldir udał się do komnaty i już po chwili leżał w łóżku pogrążony w myślach.

Zastanawiał się nad dzisiejszym dniem spędzonym z Legolasem i uświadomił

sobie że nie wie jeszcze ile przyjdzie mu tu spędzić czasu ale większość z nich

spędzi właśnie z nim.

Myślał ze to ciekawe bo coś go w nim pociągało coś tak dziwnego od niego

emanowało że nie potrafił nad tym zapanować. Czuł się przy nim jak małe

dziecko które odkrywa coś nowego albo dostaje swój pierwszy łuk.

Był...........

Zasnął i znowu miał ten dziwny sen. Śnił mu się ten sam elf z pierwszej nocy

pobytu na zamku. Postać była coraz bliżej. Nadal ubrana była w przeźroczystą tunikę

sięgającą do kolan, tyle że tym razem mógł juz wyraźnie zobaczyć oczy elfa

i mógłby przysiądź ze były to oczy Legolasa. Chciał go dotknąć, ale właśnie wtedy coś

go obudziło.

Usiadł na łóżku i patrzył przed siebie. Zobaczył jak Ardandela wymienia mu ręczniki,

i dokłada świeże owoce. Położył się aby nie zauważyła że go obudziła. Przymknął

oczy i pozostawał nieruchomo.

Ardandel przeszła obok lóżka jednak przystanęła na chwile. Leżał spokojnie

nasłuchując. Po dłuższej chwili wyszła zamykając cicho drzwi.

Otwarł oczy i wstał zmierzając ku tarasowi. Po drodze sięgnął po ogromne czerwone

jabłko i kiść winogron.

Stał na tarasie patrząc na wschód słońca. Ubrany był tylko w krótką koszulę,

która ledwie sięgała mu do połowy uda. Cieszył się tą chwilą i czuł że dzisiaj będzie

cudowny dzień. Nagle poczuł że ktoś go obserwuje. Zmysł strażnika nigdy go

do tej pory nie oszukał więc czemu i teraz miałoby być inaczej? Rozejrzał się

o całym ogrodzie i na okoliczne tarasy jednak niczego nie zauważył.

Wszystko było spowite delikatną mgłą jednak nigdzie w okolicy nie zobaczył

niczego co mogłoby potwierdzić jego podejrzenia. Jednak mimo tego to uczucie

nadal nie dawało mu spokoju.

- Cóż widocznie coś mi się dziś przywidziało, a może jestem niewyspany?? - mówił

sam do siebie jednak jakby odrobinę w to nie wierzył.

-Pora zbierać się jeśli chcę zdążyć na spotkanie.

Wziął więc kąpiel w wonnych olejkach sporządzanych tylko tu - w Mrocznej

Puszczy - łączyły w sobie zapach ziemi, rozkwitających w blasku słońca liści

i pąków kwiatów, coś czego nie dało się opisać. Były jedyne w swoim rodzaju, przywodziły

na myśl wschodzącą wiosnę, albo zapach letniej łąki - sam już nie był tego pewien.

Zrelaksowany kąpielą zjadł obfite śniadanie, które mu dostarczono do komnaty,

odnalazł swój ukochany strój Strażnika i wyszedł. Szedł korytarzami i zastanawiał się

nad swoją misją którą ma  tutaj spełnić. Nadal dziwiła go postawa Gandarieli gdyż

było kilku innych dobrych łuczników (choć może nie takich jak on), ale byli

lepszymi nauczycielami. Gandariela dobrze wiedziała że Haldir nie był cierpliwy

i chciał osiągnąć cel szybko i bezkompromisowo. Nagle zobaczył wracający

patrol i zorientował się że najważniejsze czego nie zabrał nadal leżało na stole

w komnacie. Szybko ruszył w tatą stronę, za żadne skarby nie miał ochoty

spóźnić się na pierwszą lekcję z Legolasem. Wpadł niczym burza do komnaty rozglądnął

się i spojrzał na swój zasłużony łuk. Był nadal tak piękny jak w pierwszym dniu

gdy go dostawał. Wykonany był z drzewa cisowego, na końcach zdobiony

metalem, zaś całą jego powierzchnię pokrywało pismo elfickie.

Sięgnął po kołczan z długimi i smukłymi strzałami o białych szerokich

lotkach, które wszędzie można było rozpoznać. I znowu poczuł jakby

ktoś go obserwował a może nie nawet obserwował a był w jego komnacie.

Teraz bardzo dokładnie przyjrzał się całemu pomieszczeniu, zaglądnął do łazienki i na taras.

Nigdzie nie było nikogo jednak znowu uczucie pozostawało. Otrząsnął się i

wyszedł z komnaty pozostawiając za sobą ta niepewność.

 

***

 

Kroczył przez las tą samą ścieżką, którą szli wczoraj z Legolasem. Dziś wydawała

mu się trochę inna, taka zwyczajna a i polana na której mieli się spotkać

wyglądała bardzo przeciętnie (no może za wyjątkiem kształtu). Słońce, które

dzisiaj ją oświetlało sprawiało, że można było się poczuć bardzo bezpiecznie

na niej i tak bardzo samotnie. Tak się teraz nawet czuł daleko od domu, jego

ukochanych zajęć dowódcy straży, z dala od wszystkiego. Kiedyś bardzo pragnął

udać się gdzieś, aby odpocząć od tych obowiązków, a teraz, gdy to miał chciał powrócić

tam jak najszybciej. Chciał znowu obudzić się obok jakiegoś strażnika, patrzyć

w jego oczy być jednym słowem sobą.

- Co Cię tak smuci, czy to ta polana przypomina Ci jakieś stare wspomnienia, a może

to cos innego??

Haldir stał nadal jakby nie słyszał słów Legolasa, który właśnie szedł w jego kierunku.

Patrzył nadal w jakiś daleki punkt w linii drzew i myślał o Lothlorien. Czuł jakby tracił

wszystko co tam zostało. Bał się co zastanie po swoim powrocie, jeśli oczywiście powróci.

Wszak nie wiedział, co Gandariela pisała w liście do króla.

- Haldir co się dzieje?? - głos Legolasa był coraz bardziej zaniepokojony. - Słyszysz

mnie , Haldir odezwij się.

Legolas stanął tuż za Haldirem i potrzasnął nim mocno. Jego łuk wypadł z ręki, a dalsze sprawy

potoczyły się tak szybko. Legolas zdążył tylko dostrzec krótki sztylet który Haldir trzymał

w ręce tuż przy jego szyi. Patrzył w jego oczy i nie mógł w nich odnaleźć tego Haldira

z którym wczoraj spędził cały dzień. Było w nim coś obcego, nieznanego nawet przerażającego.

Bardzo powoli odsunął się od niego i wyjął mu sztylet z ręki. Sam nie wiedział co ma zrobić

bo nigdy nie znalazł się jeszcze w tak dziwnej sytuacji.  Nadal patrzył w jego oczy i widział

jak powoli odzyskuje przytomność umysłu.

- Co się stało?? - zapytał po chwili Haldir patrząc niewinnie na Legolasa - Czy coś przeoczyłem??

Legolas zastanawiał się chwilę co mu powiedzieć, a potem wszystko ze szczegółami

przekazał wielce przestraszonemu Haldirowi. Patrzył na niego z niedowierzaniem, bo nie

potrafił sobie niczego przypomnieć.  Jednak zaczął przepraszać Legolasa za to co zaszło.

- Nic się nie dzieje tylko nie rób mi tak drugi raz bo nie na żarty się o Ciebie martwiłem -

to mówiąc uśmiechnął się zagadkowo do Haldira i podał mu łuk.

 

Spędzili mile cały dzień: Haldir uczył Legolasa różnych sztuczek w strzelaniu, a ten pokazywał

mu najpiękniejsze zakątki Mrocznego Lasu. Zachowywali się tak jakby poranny incydent

nie miał miejsca. Śmiali się z nieudanych prób Legolasa, opowiadali sobie śmieszne zdarzenia

z ich życia. Czuli się tak jakby znali się od długiego czasu. Byli jak małe dzieci, które cieszą

się wolnością, i zabawą. Byli sobą: nie było tej granicy miedzy nimi typu król a oddany.

Równi sobie może to spowodowało ze atmosfera pod koniec dnia stała się bardziej intymna.

Haldir stał obok Legolasa pomagając mu ułożyć odpowiednio łuk. Stali tak blisko że mogli bez

problemu słyszeć swoje oddechy. Wraz z napinaniem cięciwy jego ramiona nabierały kształtu.

Każdy ruch mięśni, ich napięcie to był słodki widok. Chodząca doskonałość, zamknięta w ciele

tego oto tu księcia.

Legolas wystrzelił strzałę, opuścił łuk i spojrzał na Haldira który stanął obok niego.

Zdawało im się ze ta chwila trwa wiecznie. Patrzyli na siebie nie wiedząc do mają zrobić.

Haldir wiedział tylko jedno to nie może się tak skończyć. Nie jest u siebie, w dodatku jest

gościem u Legolasa nie ma go prawa tknąć. Co by powiedziała Gandariela gdyby się

dowiedziała, co tez wyprawiał tu na dworze.

Odstąpił o krok od Legolasa, aby znaleźć się w odpowiedniej (i bezpiecznej) odległości.

Widział jak Legolas uśmiech się delikatnie, jak jego oczy zmieniają barwę. Widział, że nie

będzie mógł zasnąć tego wieczora spokojnie.

- Chodźmy do zamku, bo już późno się robi, a przed nami spora droga do przejścia. -

Haldir próbował jakoś wyjść ładnie z zaistniałej sytuacji.

- Dobrze chodźmy. Zjemy cos po drodze a może i przyłączymy się do jakiejś zabawy -

ton głosu Legolasa był pewny i niezachwiany.

 

***

 

Dołączyli się do jakiegoś dużego grona elfów, którzy śpiewali donośnie, śmiali się

niewiadomo nawet z czego. Legolas usiadł po jednej stronie ogniska, Haldir został bardziej z boku.

Obydwoje zaczęli rozmawiać z obecnymi tu elfami. Było bardzo miło. Haldir nawet w pewnym

momencie poczuł się jak u siebie. Co jakiś czas jednak zerkał na Legolasa, który był zajęty

dyskutowaniem z jednym z elfów. W pewnym momencie ich oczy spotkały się.

Patrzyli na siebie przez długa chwilę. To było coś czego Haldir jeszcze nigdy nie doznał.

Znowu poczuł się tak jak na polanie, uczucie ciepła w sercu i rodzące się pożądanie.

Nie wytrzymał spuścił wzrok i powrócił do przerwanej rozmowy. Siedzieli tak może jeszcze przez

dwie lub trzy godziny ciesząc się z obecności innych elfów. Jednak nadeszła pora zebrać się już do

spania, bo przecież jutro czekał ich kolejny dzień ćwiczeń. Haldir wstał od ogniska

żegnając się z pozostającymi elfami. Zerknął na Legolasa ten jednak był pogrążony w rozmowie

z jednym z elfów.

Szedł powoli w kierunku zamku chcąc jak najszybciej znaleźć się w łóżku. To był wyjątkowo męczący dzień.

Był już prawie przy drzwiach swojej komnaty, gdy nagle jak spod ziemi stanął za nim Legolas.

- Przestraszyłeś mnie nie skradaj się tak jak kot, bo ktoś gotów się przestraszyć - rzekł do Legolasa

z przekąsem patrząc na jego  usta.

- Oczywiście na drugi raz zastosuje się do rad i Twoich życzeń. Chciałem się jednak tyko pożegnać

bo odszedłeś tak nagle. Dziękuje za dzisiejszy wieczór i cały dzień mam nadzieję, że kolejne

będą równie udane. - uśmiech, jakim obdarzył Haldira wypowiadając te słowa  miał  wiele znaczeń.

Haldir stał patrząc na niego  nie wiedząc, co zrobić lub też powiedzieć. Otwarł tylko drzwi do komnaty

i zaprosił go do środka.

W komnacie było całkowicie ciemno, żaden nawet najmniejszy promyk światła księżyca nie zaszczycił

ich swoją obecnością. Haldir podszedł do stołu, aby odnaleźć świecę i zapalić, choć jedną z nich.

Nie zdążył.

Poczuł na ramionach silne ręce Legolasa. Ten odwrócił go twarzą do siebie. Dotknął delikatnie opuszkami

palców jego policzka. Ten dotyk sprawił że Haldir zapomniał juz o wszystkim. Chciał czuć jego dłonie,

czuć jego bliskość. W chwile potem poczuł ciepły oddech na swoim policzku, zmierzający w kierunku jego

szpiczastego ucha. Jęknął cichutko gdy poczuł ciepły język. Ta pieszczota sprawiła że nie potrafił

się już opanować, jednak ciągle myślał o tym co by powiedziała na to Gandariela. Chciał, bardzo

chciał myśleć teraz o niej, nie o Legolasie i jego delikatnych pieszczotach, które teraz zmierzały

w kierunku jego ust.

Ciepłe wargi zetknęły się z jego wargami. Były tak słodkie, delikatne i miękkie. Dla Haldira było

to już za dużo. Oderwał się od Legolasa., stanął wyprostowany i bardzo stanowczy. W ciemności

oczy Legolasa zalśniły niewyraźnie.

- Przepraszam, ale lepiej będzie jak udasz się do swojej komnaty. - wycedził przez ściśnięte

gardło walcząc jednocześnie ze swoimi uczuciami.

- Miłej nocy, śpij dobrze i śnij o mnie.

Legolas wyszedł i zamknął drzwi za sobą. Haldir pozostał sam. - Na pewno będę - rzekł

w pustą przestrzeń. Oparł się o kolumnę łóżka i stał tak przez chwilę próbując się uspokoić.

- To nie powinno było się stać, nie powinno - mówił sam do siebie, aby odgonić

wspomnienie o Legolasie, jego delikatnym dotyku, ciepłych ustach.......

- Koniec pora spać.

Znowu tej nocy miał sen .......

 

***

 

Mijały kolejne dni na treningach i wyprawach po lesie. Sytuacja była bardzo dziwna.

Starali zachowywać się jakby tamtej nocy nic nie było jakby każdemu z nich

przyśnił się sen. Nie było to łatwe gdyż trening wymagał nieustannego poprawiania

łuku, albo też ramienia. Byli skazani na bliskość. Jednak oboje dobrze ukrywali swoje

pragnienia.

- Wracajmy do zamku zjemy jakiś posiłek i może poćwiczymy w ogrodzie. - Legolas

wypowiedział to tak jakby trudno było  mu się do tego zmusić - Jutro za to weźmiemy

prowiantu na kilka dni i wyruszymy w głąb Puszczy. Co Ty na to??

Haldir stał zastanawiając się co też będzie lepsze, czy siedzenie tu niedaleko zamku

i meczenie się z tak trudna sytuacją, czy też wyprawa.

- Dobrze może być myślę, że przyda nam się kilka takich dni.

Sam nie za bardzo wiedział, czemu się zgodził, ale po prostu musiał.

Wrócili, więc do zamku rozmawiając o głupotach. Zrezygnowali jednak

z  popołudniowego treningu w ogrodzie. Postanowili że każdy spędzi je jak zechce.

 

Haldir udał się wiec do biblioteki, aby odpocząć przy starych woluminach.

Nie posiadał się z radości dotykania ich. Zapach wiekowych ksiąg, laku do zabezpieczania

starszych i unikatowych dzieł. To wszystko sprawiało, że czuł się wyjątkowo dobrze.

 Po paru godzinach lektury coś rozproszyło jego uwagę. Znowu niepohamowane

uczucie bycia obserowowanym. Długo miał spokój, a tu dziś, teraz, nagle. Zastanawiał

się skąd to uczucie się bierze. Ale niestety jedyne do czego doszedł to, że faktycznie

 ktoś może go obserwować. Rozejrzał się uważnie po całej sali. Był tam tylko on

i stary elf zaczytany w jakiejś starej księdze. Podniósł głowę, aby przyjrzeć się dokładnie

antresoli i wyjściu na krużganki. Nie zauważył nic no może jedynie jakiś cień kryjący się

za książkami. Wstał chcąc zbadać tą sprawę, ale cień nagle zniknął. Naprawdę zaczął się

zastanawiać czy aby na pewno dobrze się czuje, lecz doszedł do wniosku, że nie warto.

 

 

 

#############

 

Od początku jego pobytu był pewien, że coś się stanie. Nie często na swojej drodze spotykał

tak urodziwego elfa.

Wysoki, dobrze zbudowany. Włosy splecione po boku głowy tak, aby powstrzymać pozostałe

przed spadaniem na twarz. Oczy zielone, mocno zarysowane kości policzkowe.

Juz pierwszego dnia, gdy zobaczył go wchodzącego do sali audiencyjnej wiedział, że będzie

to mile spędzony czas. Na początku nie chodziło mu o nic nadzwyczajnego po prostu

z jego postawy wyczytał, że wie, co chce od życia osiągnąć i jakimi zasadami się kieruje.

Haldir - Legolas powtarzał to imię w myślach kilka razy. Nie słuchał słów ojca, choć bardzo

tego chciał. Mógł patrzeć tylko na niego.

Poderwał się nagle, kiedy tylko zobaczył jak upada na ziemię.

Chciał mu jakoś pomóc, lecz jedyne, co mógł teraz dla niego zrobić to patrzyć jak służba

odnosi go do jego komnaty.

Nie widział go przez kolejne dwa dni. Medyk twierdził, że to przemęczenie. Raz  zaglądnął do niego, gdy juz wszyscy

poszli na spoczynek.

Komnata wydawała się taka pusta i ciemna. Ta noc zresztą także nie należała do najbardziej jasnych.

Usiadł na jego łóżku i patrzył na śpiącego Haldira. Był tak spokojny, ładny i bardzo pociągający.

Pragnął przytulić się teraz do niego i zasnąć czując jego zapach, lecz Haldir poruszył się bardzo niespokojnie

i odwrócił w drugą stronę. Legolas wstał popatrzył z uśmiechem na niego i wyszedł zamykając cicho drzwi.

 

***

 

Gdy usłyszał, że juz się czuje lepiej chciał się jak najszybciej z nim zobaczyć. Poprosił Tuka

aby przekazał Haldirowi gdzie mają się spotkać. Wiedział, że Haldir  mu nie odmówi przecież

był księciem.

Stał w ogrodzie patrząc na drzewa, które o tej porze roku pokryte były tysiącem malutkich

kwiatów. Kiedy się ktoś bliżej temu przyjrzał mógł ujrzeć wzory które układały się z tych

drobnych kwiatuszków. Dla niego jedne wyglądały jak jelenie, inne były podobne

do gór i strumieni. Widok był wprost uroczy. Poniżej drzew rozciągała się niskopienna

latorośl, a jeszcze niżej krzewy przycięte na różne kształty. Tworzyły one labirynty nie do ogarnięcia,

a wejścia do niego strzegły wielkie połacie niebieskich, czerwonych, żółtych i łososiowych

kwiatów.

Odwrócił się i zobaczył Haldria kroczącego w jego stronę. Rozglądał się dookoła, a w ręce trzymał

czerwone, soczyste jabłko. Jego białe, mocne zęby wbijały się w jabłko bez większego problemu.

Legolas przymknął na chwile oczy i pomyślał o tym, co nie powinien. Jego usta rozciągnęły się

w bardzo oczywistym uśmiechu. Otwarł oczy wiedząc, że nie może pozwolić sobie teraz na chwile

zapomnienia. Oto szedł w jego stronę Haldir. Ideał elfa pod względem urody, budowy ciała

i jak sądził również inteligencji. Cieszył się ze to właśnie jego przysłała Gandariela.

Martwił się, że to będzie jakiś "podstarzały elf”, który będzie mu tylko mówił jak to było, gdy on

był młody. Haldir szedł nadal w jego stronę jednak patrzył zupełnie gdzie indziej. Wiedział, że jeśli nie zejdzie

mu z drogi wpadną na siebie, ale chciał zobaczyć jego minę po tym incydencie. A może pragnął bliskości?

Chciał jednak, aby wyglądało to tak jakby wpadli na siebie nieoczekiwanie.

- Witaj, Haldirze mam nadzieje, że czujesz się już dużo lepiej.........

Patrzył w te jego oczy, które zmieniały swoja barwę w zależności, pod jakim kątem na nie patrzyć.

Chciał mu tyle powiedzieć a jeszcze więcej usłyszeć.

Rozmawiali przez jakiś czas, śmiejąc się ze swoich opowiadań i różnych przygód.

Prowadził go w różne miejsca. Najpierw pokazał mu ogród, potem przedstawił znajomym.

Było całkiem miło i przyjemnie. Doszli do jego ulubionej polany. Była bardzo charakterystyczna, bo w kształcie

trójkąta. Jednak nie tylko to dodawało jej uroku. Wiele ważnych rzeczy dla nie go tu się zdarzyło.

Tu pierwszy raz uczył się strzelać do ruchomego celu, zobaczył pierwszą spadającą gwiazdę.

Wiele jeszcze innych rzeczy się tu działo zresztą na samą myśl o nich lekko się zaczerwienił.

Znowu czuł tą siłę przyciągania tego miejsca. Był pewien, że i na Haldira zadziała tak jak i na niego.

Podszedł do niego cicho i poprosił o spotkanie jutro w tym właśnie miejscu. Powiedział to tak

delikatnie, prawie szeptem, że zauważył jak przez ciało Haldira przebiegł lekki dreszcz. Czyli udało

mu się osiągnąć zamierzony cel. Był zadowolony, że Haldir tak na niego reaguje.

 

***

 

Minęła noc, kolejny dzień zapowiadał się cudnie. Nie chciał się spóźnić na spotkanie.

Wybiegł szybko z zamku po drodze wpadając na Ardandele.

- Wstał już może?? - zapytał dziewczynę pogrążoną całkowicie w swoich myślach.

- Tak już opuścił zamek i udał się poza jego mury.

- Dobrze w takim razie nie przeszkadzam Ci w rozmyślaniu - uśmiechnął się

do odrobinę speszonej dziewczyny i poszedł dalej.

Ruszył szybkim krokiem na spotkanie, bo nie wypadało się dużo spóźnić. Wszedł na polane

i zobaczył Haldira stojącego tyłem do niego. Słońce, które oświetlało jego postać tworzyło na około niego

swoistą poświatę. Wyglądał jak świetlny anioł. Włosy miał zaplecione w dwa odrobinę grubsze warkoczyki

niż zwykle to miał w swoim zwyczaju. Pozostałe włosy już nie były tak swobodnie rozpuszczone

na jego plecach. Ale i tak wyglądał pociągająco.

Zawołał go, ale Haldir nie odpowiedział. Za drugim razem było to samo. Zaniepokoił się, co też mogło się

stać. Podszedł do niego i potrząsnął nim; dalsze sprawy wolał pozostawić już tylko w swojej pamięci.

Chciał o nich zapomnieć jak najszybciej. Czuł się tak bezbronnie a zarazem był bardzo wściekły.

Jednak, gdy spojżał w jego oczy zrozumiał, że to nie ten sam Haldir, co wczoraj. Coś było nie tak.

Udało mu się jakoś wyplątać ich z tej opresji.

Cały późniejszy dzień upłynął im na miłych pogawędkach, ćwiczeniach. Czuł bliskość Haldira,

jego irytacje, gdy nie udawało mu się wytłumaczyć, o co mu dokładnie chodzi. Wtedy sam brał swój łuk

i pokazywał jak mają być ułożone ręce albo jak ma być chwytana cięciwa, w którym miejscu itd.

Gdy patrzył na jego napinające się mięśnie nie myślał raczej o uchwycie. Chciał znaleźć się teraz

gdzieś w zacisznym zakątku lasu, i odrobinę się z nim "pobawić".

I tak kolejny dzień zbliżał się już ku końcowi.

 

Stał wpatrzony w ogień. Jego myśli błądziły wokoło tyko jednej osoby. Powracały do niego obrazy

z dnia dzisiejszego, jak również z pierwszego dnia, gdy zobaczył Haldira. Cała plątanina obrazów

lecz tyko z jedną osobą w roli głównej. Powoli do jego zamkniętego świata rozmyślań zaczęły docierać

przytłumione rozmowy jego współtowarzyszy.  Powrócił całkowicie do świadomości, gdy usłyszał

że mowa jest, o Haldirze.

-...... i popatrz na te jego włosy. Teraz mają barwę miedzi,  a rano złota. Co on ma takiego w sobie,

że tak bardzo zwraca na siebie uwagę.

- Podobno to jeden z najlepszych łuczników Gandarieli.

- A ja jestem ciekawy czy równie dobry jest .............

- Tak na pewno jest dobry - uśmiech Legolasa wraz z tymi słowami wywołał odpowiednio zamierzony cel.

- Ale pamiętajcie przy tym wszystkim na pewno nie jest łatwym celem do zdobycia, wiec głowa do góry

każdy ma szanse.

Sam nie wiedział, dlaczego tak się zachował, ale chciał zobaczyć na ich twarzach cień zazdrości.

Był pewien, że i tak podejrzewali go od początku o to, że cos kręci z Haldirem, ale teraz niejako

potwierdził ich domysły. Zresztą, co mu zależało. Przecież jest księciem, więc wolno mu robić, co zechce.

Popatrzył na drugą stronę ogniska - siedział tam nadal rozmawiając ze strażnikami. Choć nie patrzył na niego,

Legolas prawie widział jego oczy i ten uroczy uśmiech. Więcej pokazywał a mu jego podświadomość,

ale nie zwracał na to uwagi.

Na nowo powrócił do rzeczywistości i dołączył do trwającej juz rozmowy, sam nie bardzo wiedząc, czego

tak naprawdę dotyczyła. Gdy się zorientował, że Haldir nagle zniknął pożegnał się z rozmówcami

i udał się do zamku w nadziei, że go jeszcze dogoni.

 

***

 

Leżał w pustym łóżku w swojej komnacie rozmyślając nad tym, co zaszło w komnacie Haldira.

Nadal czuł jego zapach i delikatny dotyk warg. Niemalże mógł zmaterializować jego obraz

przed sobą gdyby to było możliwe i wiedział, że nie pominąłby żadnego ważnego szczegółu.

Był pewien, że ich stosunki albo się pogorszą, albo stanie się zupełnie odwrotnie.

Kolejna noc na spędzona na oczekiwaniu poranka i chwili spotkania. Kolejne godziny

w których widział tylko jego. Przecież tak nie mogło być. Jest zwykłym strażnikiem,

ma mnie tylko uczyć, a ja zajmuje się głupotami. To wręcz niewiarygodne.

 

Minęło kilka dni na kolejnych treningach wszystko toczyło się dobrze. Zero wspominania

o zajściu wtedy w komnacie. Całkowity brak zainteresowania.

Zaczynał się już zastanawiać czy przypadkiem Haldir nie znalazł sobie kogoś i przestał

się interesować nim. Ale kiedy przecież całe dnie spędzali razem a wieczory także nie dawały

za wiele okazji do samotnych podróży z innymi elfami.

- Chyba jestem zazdrosny. Ale przecież nikt nie mówił tu o tym, że on będzie mój.

Mam zgłębiać swoje umiejętności. Ale dlaczego.........

Naprawdę sam już chyba nie wiedział, co ma robić. Ta myśl opętała całkowicie jego umysł.

- A może gdyby tak udać się na kilka dni w głąb puszczy?. Świetny pomysł tyko ciekawe

czy Haldir się zgodzi.

Decyzję pozostawił jemu, choć było tak jak sądził ze Haldir nie odmówi. Sytuacja między nimi

stawała się na pięta ze względu na ciągły kontakt i dotyk. To było utrapienie przynajmniej

dla niego. Teraz juz powoli zaczynał się zastanawiać czy aby ktoś nie rzucił na niego jakiegoś

czaru lub uroku.

 

***

 

Wstał  jeszcze przed świtem, aby zabrać wszystkie potrzebne rzeczy. I tak juz większość była

spakowana, ale chciał się upewnić, że niczego nie zapomniał.

Chciał, aby nic nie zakłóciło im tej wyprawy choćby na przykład brak jakiegoś noża

lub potrzebnej do życia patelni :).  To miał być idealny czas, który mieli spędzić razem - on i Haldir.

Specjalnie chciał opuścić teren zamku, bo chciał się przekonać czy i Haldirowi zrobiło się za ciasno

wśród pozostałych elfów zaglądających im przez ramiona na to, co robią.  Teraz juz nawet spokojnie

nie mogli wyjść na trening żeby nie śledził i tuzin gapiów. chciał wreszcie się z tego wyrwać i spędzić

kilka uroczych dni sam na sam z Haldirem. Wrzucił jeszcze  kilka jabłek, zabrał największą

kiść winogron i zamknął torbę. Był pewien, że nie zapomniał o niczym. Rozglądnął się po komnacie;

łóżko zostawił do zasłania, po podłodze plątało się kilka ubrań, na stole leżało masę rzeczy,

które nie były mu potrzebne w podróży, ale były na pierwszej liście rzeczy do zabrania.

Chwycił łuk leżący na stole, przerzucił przez ramie kołczan z 30 strzałami i wyszedł na korytarz.

Było jeszcze całkiem cicho, jedyne odgłosy na korytarzach to skrzypiących drzwi gdzieś na dole

w stajniach, gdy strażnicy wyjeżdżali na patrole. Pustka, jaka go teraz otaczała była ukojeniem

dla jego duszy po tylu dniach ciągłego zmagania się z samym sobą, innymi elfami i uczuciem

powstającej bezradności wobec uroku Haldira. Szedł tak korytarzami nie myśląc gdzie dokładnie

idzie ani czy dojdzie tam gdzie zmierza. Teraz był zamknięty w innym świecie, który obejmował

go, zamykał w sobie i nie pozwalał na wyrwanie się z niego. Myślał tylko o Haldirze a to oznaczało

nielada kłopoty. Zresztą zawsze je miał wiec, co się miał przejmować kolejnymi.

Dotarł do komnaty Haldira był ciekaw czy już wyszedł czy jeszcze się pakuje. Zapukał wiec cicho, aby

się przekonać.

Nic nikt się nie odzywał wiec pewnie już zszedł do stajni aby przygotować konia do podróży.

Jednak jakaś nieodparta chęć i ciekawość poprowadziła jego rękę w kierunku klamki.

Drzwi ustąpiły łatwo i cicho. Wszedł do komnaty, którą na pewno zamieszkiwał Haldir.

Wszędzie było pełno połamanych strzał albo z uszkodzonymi lotkami. Łóżko jednak było

starannie zasłane bez najmniejszych fałd. Zastanawiał się ile czasu musiał temu poświecić

aby zrobić to tak dokładnie. Zerknął na stół gdzie stały najróżniejsze pudełka i malutkie pakunki.

Zastanawiał się, co też to mogło być jednak nie śmiał zaglądać do jego prywatnych rzeczy.

Na krześle zostało kilka ubrań, których widocznie nie miał albo gdzie zabrać, albo tak jak

on w ostatniej chwili z nich zrezygnował. Jednak zobaczył na samym wierzchu misternie

haftowaną koszule wiązaną przez środek rzemykami. Wziął ja do rąk: była bardzo delikatną w dotyku,

sprawiała wrażenie lekkiej jak piórko. Sięgała mu do połowy uda i choć wiedział, że to nie

eleganckie postanowił ją zabrać ze sobą. Rozglądnął się jeszcze ostatni raz po komnacie i doszedł

do wniosku, że i tak za dużo czasu tu już spędził. Wyszedł zostawiając wszystko w takim stanie, w jakim

zastał  - no może nie licząc koszuli spoczywającej teraz w jego torbie.

 

***

 

Poszedł szybko do stajni żeby nie wzbudzić podejrzeń. Wszedł cicho, aby Haldir go nie spostrzegł.

Podszedł do swojego konia i przywitał go miłym klepnięciem w szyje i cichym ciepłym słowem.

Patrzył jak Haldir przemawia do swojego konia i czule czesze mu grzywę. Wyglądał wprost olśniewająco.

Wyspany, włosy zaplecione jak zwykle z boku głowy, choć tym razem z nieco cieńsze warkoczyki. Łuk miał

juz przypięty do siodła jak i resztę bagażu. Jednym słowem był gotowy do podróży.

- Dzień dobry mam nadzieje, że się wyspałeś i jesteś gotowy do podróży - Legolas wyszedł za konia, aby

przywitać się z nieco zaskoczonym, Haldirem.

- Witaj. Nie zauważyłem jak wchodziłeś. Owszem jestem wyspany i z niecierpliwością oczekuje celu naszej

wyprawy.

- W takim razie wskakuj na konia i jedziemy, aby nie marnować czasu.- Uśmiechnął się do niego, aby

dodać swoim słowom lekkości i rozbawienia.

Wyjechali równo z nastaniem świtu. Brama jeszcze była zamknięta i musieli czekać na otwarcie.

Potem już nic nie ograniczało im drogi. Przed nimi otwierała swoje oblicze zielona i pachnąca puszcza.

Krople rosy spadały im na głowy z trącanych gałęzi. Trawa mienił się tysiącem kolorów, a to za sprawą

rosy, która odbijała wczesne promienie słońca. Gdzieś w dali słychać było szum wody i ptaki śpiewające

poranne pobudki. Był to wręcz wymarzony dzień na wspólna wycieczkę.

Miał tylko nadzieję, że kolejne dni będą równie udane, co i ten dzisiejszy.

 

 

Koniec części pierwszej.